Nie samą Suchą - Żwirową człowiek żyje, zrobiwszy niedawno zakupy do Alcatrazu. Kupiłam rzecz jasna cienioluby, podszyt dla mojego lasu. Troszki egzotyczny bo epimedia 'Beni Chidori' i 'Shiho' to pochodzące z Japonii rośliny. Ta pierwsza to Epimedium grandiflorum choć spotkałam też zapis sugerujący że odmiana jest mieszańcowa, tłumaczenie nazwy nadanej roślinie jest prawie tak piękne jak oryginał choć "nie brzmi". Polskie "Tysiąc śpiewających czerwonych ptaków" cóś długawe i rodzi pytania o gatunek ptactwa he, he. Lepiej jednak w ucho wpada japońskie 'Beni Chidori'. Odmiana kwitnie kwiatami w kolorze czerwono - purpurowym ( sepale mają nieco jaśniejszy odcień ), ponoć bardzo obficie. Druga to też Epimedium grandiflorum, jest nieco niższa niż 'Beni Chidori', bardziej zwarta. Jej kwiaty też są nieco mniejsze, w kolorze purpury ( choć ja ten widziany na netowych zdjątkach odcień fioletu nazywam magenta ).
Jest cień nadziei że nie połknę bakcyla epimediumowego, w Polsce nie ma aż takiej możliwości zakupowych szaleństw pod tytułem "Rzucamy się na Epimedium grandiflorum" jak w GB. Znaczy najczęściej można natrafić na 'Lilafee' czy 'Purple Pixie' ale cała gromada epimediów o sporych kwiatach jest nie do zdobycia. Dla moich finansów to bardzo dobrze, dla Alcatrazu trochę mniej dobrze. Dla kotów to wręcz świetnie, surowe mięcho będzie królować w jadłospisie. Oprócz epimediów pojawiła się w ogrodzie i inna egzotyka rodem z bardzo Wschodniej Azji - Cynanchum ascyrifolium vel Vincetoxicum ascyrifolium, roślina występuje na słonecznych łąkach w górach centralnego Honsiu w Japonii, na wysokości 800 - 1800 metrów. Znane są też stanowiska w górach w Korei i nieliczne w północnych Chinach. Roślina osiąga na maksa siedemdziesiąt cm wysokości, kwitnie w czerwcu i lipcu. Zniesie każdą glebę byle była lekko wilgotna ( ha, w sieci mnóstwo info jak to dzielnie znosi suszę ), lubi słońce i świetlisty cień. Ponoć nie znosi dzielenia i grzebania przy korzonkach, poza tym hardcore. W krajach anglosaskich nazywa się ją cruel plant, dlaczego nie doczytałam. Hym, pocieszam się że Vincetoxicum oznacza zdobywcę czy też zwycięzce trucizny, znaczy odtrutkę chyba więc nie o straszliwą jadowitość zieleniny chodzi.
Podsumowując moje tegoroczne zakupy do Alcatrazu muszę stwierdzić że mój ogród wyraźnie orientalnieje. Nie, nie robi się bardziej orientalny, jego koncepcja nie nic wspólnego z koncepcjami ogrodów dalekiego Wschodu, po prostu rośnie w nim masa roślin ze wschodniej Azji. Ponieważ nowe rośliny są jeszcze małe i nie prezentują się jakoś ekscytująco dzisiejszy wpis ilustruję "starą japońszczyzną". Zazwyczaj myślimy z naszego "punktu zasiedzenia" , bardzo europocentrycznie - ileż to wspaniałych roślin i koncepcji ogrodowych pozyskaliśmy z dalekiej Azji. A tymczasem dla japońskiego ogrodnictwa wielkim odkryciem było istnienie popularnych dla nas Europejczyków gatunków. Taa, te drzeworyty z początku wieku XX takich japońskich mistrzów jak Zuigetsu Ikeda czy Tanigami Konan uzmysławiają mi że dla ludzi Dalekiego Wschodu nasze rośliny ( i zapewne koncepcje ogrodowe ) były równie egzotyczne jak dla nas niegdyś funkie, chryzantemy i wisterie ( czy przyświątynne kamienne ogrody ). Cykl drzeworytów "Kwiaty Zachodu", którego autorem był Tanigami Konan cieszył się swego czasu wielką popularnością w Japonii - i dziś jest na czym ślepie zawiesić.
P.S. Agniecha - akanty!
Jest cień nadziei że nie połknę bakcyla epimediumowego, w Polsce nie ma aż takiej możliwości zakupowych szaleństw pod tytułem "Rzucamy się na Epimedium grandiflorum" jak w GB. Znaczy najczęściej można natrafić na 'Lilafee' czy 'Purple Pixie' ale cała gromada epimediów o sporych kwiatach jest nie do zdobycia. Dla moich finansów to bardzo dobrze, dla Alcatrazu trochę mniej dobrze. Dla kotów to wręcz świetnie, surowe mięcho będzie królować w jadłospisie. Oprócz epimediów pojawiła się w ogrodzie i inna egzotyka rodem z bardzo Wschodniej Azji - Cynanchum ascyrifolium vel Vincetoxicum ascyrifolium, roślina występuje na słonecznych łąkach w górach centralnego Honsiu w Japonii, na wysokości 800 - 1800 metrów. Znane są też stanowiska w górach w Korei i nieliczne w północnych Chinach. Roślina osiąga na maksa siedemdziesiąt cm wysokości, kwitnie w czerwcu i lipcu. Zniesie każdą glebę byle była lekko wilgotna ( ha, w sieci mnóstwo info jak to dzielnie znosi suszę ), lubi słońce i świetlisty cień. Ponoć nie znosi dzielenia i grzebania przy korzonkach, poza tym hardcore. W krajach anglosaskich nazywa się ją cruel plant, dlaczego nie doczytałam. Hym, pocieszam się że Vincetoxicum oznacza zdobywcę czy też zwycięzce trucizny, znaczy odtrutkę chyba więc nie o straszliwą jadowitość zieleniny chodzi.
Podsumowując moje tegoroczne zakupy do Alcatrazu muszę stwierdzić że mój ogród wyraźnie orientalnieje. Nie, nie robi się bardziej orientalny, jego koncepcja nie nic wspólnego z koncepcjami ogrodów dalekiego Wschodu, po prostu rośnie w nim masa roślin ze wschodniej Azji. Ponieważ nowe rośliny są jeszcze małe i nie prezentują się jakoś ekscytująco dzisiejszy wpis ilustruję "starą japońszczyzną". Zazwyczaj myślimy z naszego "punktu zasiedzenia" , bardzo europocentrycznie - ileż to wspaniałych roślin i koncepcji ogrodowych pozyskaliśmy z dalekiej Azji. A tymczasem dla japońskiego ogrodnictwa wielkim odkryciem było istnienie popularnych dla nas Europejczyków gatunków. Taa, te drzeworyty z początku wieku XX takich japońskich mistrzów jak Zuigetsu Ikeda czy Tanigami Konan uzmysławiają mi że dla ludzi Dalekiego Wschodu nasze rośliny ( i zapewne koncepcje ogrodowe ) były równie egzotyczne jak dla nas niegdyś funkie, chryzantemy i wisterie ( czy przyświątynne kamienne ogrody ). Cykl drzeworytów "Kwiaty Zachodu", którego autorem był Tanigami Konan cieszył się swego czasu wielką popularnością w Japonii - i dziś jest na czym ślepie zawiesić.
P.S. Agniecha - akanty!