Quantcast
Channel: Blog w zasadzie ogrodowy
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1487

A hard night's day

$
0
0
No i wyleźliśmy masowo do ogrodu coby strat dopatrzyć. Ja wgapiałam się w rośliny, kotostwo w pustkę po kolegach, których mróz wygnał w cieplejsze miejscówy  sąsiedztwa. Co prawda Laluś się klusił i przylepkował bo najlepiej w taką  pogodę doglądać Alcatrazu z poziomu moich  ramion tak żeby inne  koty  "zazdraszczały"  ( no chyba  że zobaczy się cóś naprawdę interesującego, to wtedy myk, myk i kot błyskawica ) ale reszta stadka doglądała ogrodu kulturalnie na własnych łapkach, bez zwykłego w takich razach robienia Lalusiowi nachalnej  konkurencji. Pocieszająco myślę sobie  że może szlag trafił kleszcze ( preparaty przeciwko nim coraz mniej skuteczne ) bo pocieszać się trzeba. No jest tak sobie - mogło być  gorzej ale bez strat się nie obyło. O magnolii kwitnącej rozpisywać się nie będę, wiadomo tepale w kolorze herbaty i to bynajmniej  nie chińskiej słabizny a porządnej indyjskiej, parzonej  po angielsku. Na szczęście soulengiany i reszta w mocno zwiniętych pąkach ( no 'Alexandrina' niestety cóś bardziej się rozwinęła ) więc straty jakby mniej widoczne, co nie oznacza że ich nie ma ale napawa nadzieją że nie są to szkody straszliwe, skutkujące chęcią oberwania kwiatów. Liście magnolii Siebolda tragedia, wiem że odbiją ale roślina  będzie się musiała dodatkowo wysilić co na pewno przełoży się na jakość kwitnienia. Kielichowce wyglądają dobrze , takoż kaliny i halesia i stewartia, zenobia i fotergille. Jeśli chodzi o magnolię grandiflorę to wygląda jakby nie wyglądała i przyznaję że zaczynam nieco się o nią martwić. Na poziomie przyziemia też jest  różnie, większości roślin przymrozek nie zaszkodził ale są tzw. bolesne wyjątki. Solidnie oberwały bergenie orzęsione, kwiaty skapcaniały a świeżo wychodzące liście zrobiły się papkowate. Nigdzie nie widzę ułudki kapadockiej, zazwyczaj wychodziła nieco później więc sądziłam że pokaże się teraz. No cóż to chyba do zwalenia na zimę a nie na obecny przymrozek, choć kto wie czy jej wzrostu nie zahamowała obecna aura.



Kiedy oglądałam zdjęcia z ogrodu Megi miałam wrażenie że ódzka  wiosna nie galopowała tak szybko jak ta na południu  Polski, oceniam  że jest tak zamrożona na dzień 15 - 20 kwietnia. Czyli przyroda jakby korygowała te letnie szaleństwa aury z przełomu marca i kwietnia. W centralnej Polsce znaczy jest tak jak powinno być i tylko człowieka złość bierze że te przymrozki nie pojawiły się przy końcu marca zamiast nadmiernej jak na tę porę roku ciepłoty a teraz  mrozi magnoliowe kwiaty zamiast słodko grzać kocie doopki. Ech, zawsze coś nie tak! Po południu korzystając z rozkosznych 7 na plusie postanowiłam nie tyko się wgapiać w ogród ale  postraszyć niektórych sekatorem. Trochę późno zabrałam się do przycinania tawuł japońskich ale szczerze pisząc zapomniało mi się o nich. Jak juz sobie przypomniałam  to zafascynowana brzozowymi baziami nie ruszałam krzaków których kolory liści tak fajnie grały z baźkami. Teraz na brzózce 'Youngi' wspomnienie po wisiorkach, więc sekator poszedł w ruch. Przy okazji z lekka skorygowałam co tam było do skorygowania u brzózki, śmiem twierdzić że teraz parasol wygląda bardziej elegancko. Rzez jasna korekta nie była z tych  solidnych, raczej takie kosmetyczne pitu, pitu. W końcu brzózka to nie wierzba. Jednak dzięki tej kosmetyce rosnące w pobliżu brzózki rośliny będą miały nieco więcej światła. Na więcej niż przycinanie i porządkowanie iglakowiska na przedniej części podwórka się nie zdobyłam, a to za sprawą smętnego odkrycia. Felicjan doprowadził mnie niczym pies tropiący do ciałka tego dużego jeża, który pojawił się u nas późnym latem zeszłego roku. Jeżu się wzięło i odeszło, z przyczyn nieznanych. Zarządziłam pogrzeb pod brzózką, w asyście wszystkich kotów ze szczególnym uwzględnieniem  Felicjana jako naczelnego żałobnika ( Felicjan z  bliżej nieznanych mi  przyczyn uwielbia jeże ). Na pogrzebie łezki zaczęło ronić niebo, więc szybko wróciliśmy do domu żeby się nie przeziębić jak to na pogrzebach bywa.

W domu prawdziwa stypa z wołowiny. Taa, Felicjan wymagał wsparcia duchowego - zignorował zapraszające ryczenie Ocelota 2, który niespodziewanie pojawił się pod oknem wywabiając  koty na dwór - w normalnych warunkach odbyłby się konkursu "Kto kogo wyryczy z ogrodu?". Teraz  po uporządkowaniu zdjęć z których większość była "wietrznie" rozmazana, wklejam co lepsze żeby było widać co kwitnie w ogrodzie i na podwórku. Głównie szaleństwo barwinkowe ( chyba  zbiorę się do postu poświęconego barwinkom wszelakim ), kwitnienie miodunek, nadchodzące szaleństwo szafirków. Zdjęć  całościowych na lekarstwo bo, ledwie jedna rabata iglakowa przy której dziś działałam podeszła mi pod obiektyw. W dodatku tak nie do końca ona dopracowana, przede mną  solidne przycinanie forsycji ( no mus, żeby forsycja w przyszłym roku  należycie wyglądała ). Może porobię przy tych forsycjach jutro, w końcu Ocelot 2 się pojawił z wyraźną chęcią do zabaw na świeżym powietrzu, więc kto wie może pogoda będzie nieco bardziej sprzyjała ogrodowaniu. Nawet jakby miało być tak jak dziś po południu  to nie będzie źle. Tak, gryplan jest taki - jutro dalej będę straszyć sekatorem i wkopię moje nowe, australijskie  irysy. Przygotuje też miejsce pod nowe lawendy. Nacieszę się ogrodem i postaram się nie zwracać uwagi że 10 stopni Celsjusza to nie jest wymarzona aura  w trzeciej dekadzie kwietnia.




Ba, znalazłam nawet dobrą stronę tego wiosennego zimna. W chłodniejszym powietrzu nie rozwijają się tak szybko liście jarzęba mącznego. He, he, nawet w pierońsko zimnym kwietniu można znaleźć  jakieś pozytywy, uwielbiam liście dereni syberyjskich  i jarzębów w takiej  fazie  w jakiej są teraz.



Viewing all articles
Browse latest Browse all 1487


<script src="https://jsc.adskeeper.com/r/s/rssing.com.1596347.js" async> </script>