Zaczynam od tego że przepraszam za jakość zdjęć. Moja małpka powoli zaczyna odmawiać posłuszeństwa, chyba jej żywot dobiega końca. Pretensji mieć nie mogę, służyła mi wiernie przez sześć lat. W zasadzie to jest już aparat emeryt, należy się cieszyć że matryca jeszcze jakoś tam funkcjonuje. Ta stetryczałość aparatu + moje nędzne opanowanie arkanów sztuki fotograficznej dały taki a nie inny efekt. Ogniskowa, kiepskie umiejętności i jeszcze parę innych rzeczy sprawiły że gotycka katedra św. Wita wręcz fruwa. To się nazywa gotyk wystrzelisty, he, he! Słabo bo słabo ale coś na moich fotach jednak widać, mam nadzieję że i Wy dopatrzycie się urody gotyckiego budowania. przepraszam też za straszną rozwlekłość postu i skakanie takie trochę od Sasa do Lasa, pisanie o rzeczach wiekowych łatwe nie jest. Dobra, dosyć tego kajania się, przystępuję do rzeczy.
Tak naprawdę to jest to archikatedra pod wezwaniem trzech świętych - "Katedrála svatého Víta, Václava a Vojtěcha" jak to nazywają Czesi. Jest dla nich tym czym dla Polaków katedra na Wawelu - świątynią narodową. Na hradczańskim wzgórzu w czasach przedchrześcijańskich prawdopodobnie istniał chram poświęcony Świętowitowi ( nie mylić ze św. Witem ) i to na miejscu tego "wrażego" dla chrześcijaństwa obiektu książę Wacław z dynastii Przemyślidów, późniejszy święty Kościoła Katolickiego, wzniósł w roku 925 pierwszy kościół. Przechowywano w nim ramię św. Wita, cenną relikwię, która Wacławowi podarował Henryk I Bawarski. Św. Wit był synem senatora rzymskiego, który za swoją wiarę został w następującej kolejności: ugotowany we wrzącym ołowiu, rzucony na pożarcie dzikim zwierzętom i rozciągany na katowni. Tajemnicą wiary zostaje co dostały po tym gotowaniu w metalu do pożarcia te dzikie bestie i co jeszcze można było rozciągnąć w katowni oraz jak przy takim potraktowaniu św. Wita ostało się święte ramię. Cud jakowyś?! No średniowiecze nie takie rzeczy widziało, dość okrutna jak przystało na średniowieczne standardy dynastia Przemyślidów wydała z siebie paru świętych, co też zakrawa na cud. Św. Wacław skończył żywot ubity przez siepaczy swojego brata Bolesława, zwanego Okrutnym. Jego babka św. Ludmiła została uduszona chustą z polecenia synowej ( jest świętą od kłopotów z teściami, he, he ). Najprawdopodobniej z czeskim rodem panującym spokrewniony był św. Wojciech ( ze strony matki, Strzeżysławy ). Za swego życia cała ta święta trójka nie cieszyła się zbytnią sympatią Czechów, ale po śmierci ich szczątki jako cenne dewocjonalia były mocno hołubione ( w roku 1039 w katedrze praskiej złożone zostały relikwie św. Wojciecha złupione z Gniezna przez księcia Brzetysława I ).
W roku 1085 w katedrze na Hradczanach odbyła się pierwsza koronacja królewska - Wratysław II nałożył na głowę koronę. Świątynia nie była już wówczas wczesnoromańską rotundą tylko trójnawową bazyliką, bardziej odpowiadającą roli miejsca spoczynku świętych i królewskich koronacji. Tak sobie trwała w tym kształcie przez niemal dwa stulecia, dopiero w roku 1344, wraz z otrzymaniem przez praskie biskupstwo godności arcybiskupstwa, pod niebo wystrzeliła ostrołukowymi sklepieniami gotycka katedra. I to tak w wielkim stylu! Hradczańska archikatedra to ta sama liga co gotyckie katedry w Chartres, Canterbury, Koloni. Budowana przez stulecia z zachowaniem stylu gotyckiego, jako dominującego (spore jej fragmenty to tzw. neogotyk, jak spore o tym poniżej ), zaprojektowana przez jednego z najwybitniejszych architektów średniowiecza. No po prostu czuć że wzniesiona w czasie kiedy Praga była cesarską stolicą. Przyznam że odczuwam pewne kompleksy i zazdrość mnie zżera o to że Czesi mają tak piękną gotycką katedrę królewską, nasza katedra na Wawelu też co prawda piękna ale nie w ten w miarę jednorodny, gotycki sposób ( dlaczego tak jest napiszę później ). Świetne fragmenty w postaci renesansowych kaplic niestety nie są mi w stanie tego faktu przesłonić. Nie znaczy że przy katedrze na Hradczanach nie ma doklejonego budynków w innym stylu, ale dominujący jest jednak ten niebowzniosły gotyk. No cóż, w połowie XIV wieku rozbudowano katedrę na Wawelu ale dla Kazimierza Wielkiego istotniejsza wydawała się ( słusznie zresztą ) kwestia zbudowania ufortyfikowanych zamków i wznoszenie murów miejskich na terenie królestwa niż solidniejsze zajęcie się katedrą wawelską. No inne priorytety były. Czechy, a konkretnie Praga przeżywały swój Złoty Wiek, Karol IV wyżywał się "w mecenacie", a Kazimierz wznosił mozolnie podwaliny pod potęgę, jaką w XV i XVI wieku miała stać się Polska. No i Kazimierz nie miał do dyspozycji na czas nieokreślony Parlerów. A tak w ogóle bez wspomnienia o Parlerach nie sposób przekazać dlaczego katedra na Hradczanach jest tym czym jest - jedną z najpiękniejszych gotyckich katedr.
Ród Parlerów wywodził się ze Schwäbisch Gmünd, miejscowości położonej dzisiaj w Badeni - Wirtembergii. Nazwisko dała im praca, utworzono je bowiem od nazwy zawodu - "parlier" w staroniemieckim oznaczało majstra budowlanego. Co ciekawe nazwiska rodowego nie używali wszyscy "budujący" członkowie rodziny, ale wszyscy posługiwali się tym samym znakiem kamieniarskim. Ród był to potężny, Parlerowie budowali w Pradze, Fryburgu, Bazylei, Strasburgu, Norymberdze, Ulm, Wiedniu i w Mediolanie. Wznosili katedry, kościoły, mosty. Podejrzenia są że przyłożyli rękę do rozbudowy ratusza w Krakowie ( z gotyckości to się jedynie wieża z niego ostała ). Gotycką katedrę na Hradczanach zawdzięczamy Peterowi Parlerowi, bodaj najwybitniejszemu przedstawicielowi rodu ( jemu też prażanie zawdzięczają Most Karola, wyrosły na miejscu wcześniejszego Mostu Judyty ). Można sobie wyobrazić jak ważną postacią w historii czeskiej architektury był Peter Parler kiedy prześledzi się co pobudował. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość niejakiemu Mateuszowi z Arras - to on był pierwszym budowniczym katedry, dopiero po jego śmierci w 1352 roku, Peter Parler przejął budowę, którą realizował w dużej mierze wg. planów swojego poprzednika. Szczerze pisząc szwendając się po katedrze z wysoko zadartą głową i oczami wlepionymi w słynne sieciowe sklepienie, ani Mateuszowi z Arras ani rodowi Parlerów ( po śmierci Petera katedrę rozbudowywali jego synowie ) nie poświęciłam nawet jednej myśli. Okrutne ale prawdziwe, bezczelnie i ahistorycznie cieszyłam się urodą pięknego gotyckiego wnętrza, błogosławiąc w duchu tzw. porę obiadową czyli czas w którym zorganizowane grupy turystów porzuciły katedrę na rzecz knedlików czy tam innej pizzzy.
Katedralne wnętrze piękne i ućkane zabytkami nie tylko gotyckimi, w końcu katedra to świątynia grzebalna świętych, królów czeskich i cesarzy. Dla miłośnika sztuki baroku a i miłośnika secesji coś się znajdzie. Ludziska drepczą do srebrzystego mauzoleum świętego Jana Nepomucena, podziwiają baldachim i fruwające anioły, metal szlachetny przyciąga tłumy, he, he. Mauzoleum Habsburgów, miejsce gdzie spoczywa divina favente clementia electus Romanorum Imperator, semper Augustus, Germaniae rex w liczbie sztuk dwóch - znaczy cesarz Ferdynand I i Cesarz Maksymilian II i żona Ferdynanda, a matka Maksymiliana - Anna Jagiellonka, wnuczka Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki ( zasłużonej, piętnaścioro potomstwa powiła, po babuni miała takie zdolności ) - nie jest tak oblegane. Biały marmur nie błyszczy, więc piękne późno renesansowe rzeźby cesarzy nie przyciągają tak uwagi jak rozbuchane forma rokokowego mauzoleum. Ma to tę dobrą stronę że mauzoleum Habsburgów można spokojnie obejrzeć. Równie spokojnie można obejrzeć tzw. witraż Muchy, artysty którego raczej kojarzy się z plakatami z przełomu wieków. Może nie jest to dzieło tej klasy co witraże Wyspiańskiego czy fryburski witraż Mehoffera ale wielbiciele stylu mistrza Alfonsa będą zachwyceni.
Mnie oczywiście najbardziej ciągnęło do "prawdziwego gotyku", więc wgapiałam się w słynne Oratorium Królewskie wykonane w czasach Władysława Jagiellończyka i usiłowałam wypatrzeć słynne popiersia umieszczone w triforium, co nie jest łatwą sprawą. Triforium to takie trójdzielne okno, bardzo popularne w architekturze romańskiej i gotyckiej, a nawet wczesnorenesansowej, jednak w tym wypadku chodzi o drugie znaczenie tej nazwy. Triforium to jest też galeryjka biegnąca wewnątrz budynku, ma grubość muru ( nie wystaje jak antresola, czyli coś co w architekturze gotyckiej określa się jako emporę ). Oczywiście galeryjka jest na wysokościach, dla takiej żaby jak ja niebotycznych, więc wypatrywanie jest w zasadzie beznadziejne ( rzeźby są tak umieszczone że najlepiej byłoby podziwiać je łażąc po triforium ). Żałuję bardzo że nie dojrzałam tych popiersi, bo są sztandarowym przykładem stylu Parlerów i na swój sposób są unikatowe. To takie o ponad sto pięćdziesiąt lat wcześniejsze głowy wawelskie. O ile jednak wawelskie łebki z Sali Poselskiej są przedstawieniami pewnych typów, to popiersia z praskiej katedry są portretami konkretnych osób. Można sobie obejrzeć podobizny członków dynastii Luksemburskiej ale można zobaczyć też budowniczych katedry, choćby Petera Parlera czy Mateusza z Arras. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie udało się z wgapianiem w triforium ( z wielkim chórem nad prezbiterium też ) to się skupiłam na kaplicy świętego Wacława. Szczęśliwie zaliczeniowi turyści nadal chlali knedliki więc był spokój. No i jak już użyłam określenia zaliczeniowi to sobie ulżę.
Katedra św. Wita niestety padła ofiarą swej urody, turyści oblegają ją masowo i to są najczęściej tzw. turyści masowi. Nie piszę tak dlatego że zadzieram nosa bo jaka to ja elitarna, wyrafinowana i w ogóle, piszę narzekająco bo stwierdziłam naocznie że ludziska w doopie mają tę urodę, z powodu niby której zadeptują niemal ten budynek. Gdzie te wgapiania się niespieszne w pinakle, wimpergi, gdzie podziwiania przejrzystości tak doskonałej konstrukcji, gdzie zachwyt nad innowacyjnym sklepieniem sieciowym? Nie trzeba wiedzieć że pinakle czy też fiale to wieżyczki zdobiące inne wieżyczki, że wimperga to ten trójkącik nad szczytem ostrołukowego okna czy portalu, nie trzeba wzroku doskonałego i pamięci słonia żeby zauważyć że sklepienie sieciowe różni się od prostego sklepienia krzyżowo - żebrowego. Naprawdę nie trzeba! Jedyne co przy zwiedzaniu jest potrzebne to wysilenie się i zwrócenie uwagi na budynek. Taaa, wysilać się na urlopie na jakieś wpatrywania w stare budownictwo , kretynka - trzeba kijek do selfie całościowego przygotować i cyknąć się na tle. Też wysiłek! W zwiedzaniu najważniejsze jest jak się ustawić z kijkiem. W kijki zaopatrzeni są niemal wszyscy ( widziałyśmy różne okazy z tymi kijkami, przy co niektórych Mamelon z jawną satysfakcją stwierdzała "My nie mamy kijka" ), głównie wdziącznie przeginające się dziewczęta i napinający się młodzieńcy, ale i wycieczki starszych Chińczyków ( przy wycieczkach kijki jeszcze rozumiem, zdjątka grupowe są cykane pamiątkowo ) i niedoinwestowani w jakiś sposób przedstawiciele mojego pokolenia ( znaczy tacy powyżej czterdziestki ). Nie wiem dlaczego oni się tak z tymi kijkami męczą, przecież wystarczy ściągnąć fotę z neta, program zainstalować i już mamy siebie w Pradze. Pokolenie selfie to narcystyczni kretyni, zwiedzać cokolwiek w ich towarzystwie to katorga. Wypieprzałabym wszystkich z tymi ich kijkami z tzw. miejsc atrakcyjnych turystycznie. Porąbani fotomodele, na cholerę im katedra jak tylko lustra do szczęścia potrzebują?! Srajfon na kijku niepotrzebny, Srajbook czy Insragram można nakarmić fotoshopem ( bo większość srajbookowców i insragramowiczów ma głęboko gdzieś gdzie była Estella Mamuella i John McObsryphone, dyszą głównie chęcią zamieszczania własnych fotek w celu polepszenia sobie samopoczucia ). Wiem, zionę miłością do świata, ale mało jest tak wkurzających rzeczy jak ciągłe uważanie żeby nie napatoczyć się na jakiś kijek, w porę uskoczyć przed szukającym cud kadru kijkowcem, nie zostać potraktowanym kijkiem. No i to uświadomienie sobie że oto otaczają mnie wieprze, które zajęte promocją swojej wieprzowatości nie zauważają pereł, za to przeszkadzają innym. Nie lubię tłumu, a tłumu z kijkami to wręcz nienawidzę! Kijek im w ....!
Dobra, dość ulewania tej żółci! Lepiej zająć się katedrą. Jak zawieje Was kiedyś do Pragi, wleźcie albo wjedźcie na Hradczany ( da się, linia tramwajowa 22 dla tych których wykończają schody ) w porze mało turystycznej ( znaczy ranki i wieczory ) obejdźcie katedrę dookoła, z każdej strony jest ciekawa ale najpiękniejsza od strony południowej. Na fasadzie, tuż nad wejściem, umieszczono w latach 1370- 71 mozaikę przedstawiającą scenę Sądu Ostatecznego. Cud , miód - gotycka perełka lśniąca złotą barwą, od tych lśnień ponoć nazwaną to wejście do katedry Złotą Bramą, choć ja tę nazwę wiązałabym raczej z tym że było to wejście królewskie, tzn. podczas koronacji królewskich wchodził przez nie przyszły król a wychodził monarcha. Mozaika ( tło ) nie została wykonana z malutkich złotych płytek, nic z tych rzeczy - to szkło rodem z Wenecji, ale to cudo układali sprowadzeni z Rawenny mistrzowie ( crème de la crème, śmietanka i w ogóle najwyższa półka, z tradycjami sięgającymi hen we wczesne średniowiecze ). Możemy pozazdraszczać, w Polsce nie mamy tej klasy dzieła z tych czasów ( no tak, Kazek Wielki wówczas kipnął a Ludwik Anjou dopiero mościł się na tronie, to nie był zdecydowanie czas na sprowadzanie mozaikarzy ). Niestety zdjątka Złotej Bramy Wam nie przedstawię, aparat w tym momencie wziął i odmówił posłuszeństwa ( ale łatwo wyszukacie je w necie ). Dobra, Złota Brama pikna ale ja najbardziej lubię oglądać budynek katedry od tyłu, czyli od strony wschodniej. W dzień wygląda pięknie, a w nocy wygląda wręcz zjawiskowo! Ściana południowa - zabytek wiekowy, szaconek i w ogóle, ale tyłeczek katedry to Architektura przez duże A. Gdyby pozbawić budynek wszystkich ozdóbstw, same "gołe"ściany by się obroniły ( choć przyznaję że pinakle są wisienką na torcie ). Zastanawiałam się skąd ta wrażenie lekkości, wzlatania, no fruwający gotyk - ano, stąd że te przypory z łukami oporowymi są dość duże, tzn. widać że konstrukcja na nich się trzyma ( mam nieodparte skojarzenia z wyrzutnią rakietową, odrzucaną dopiero w momencie startu ).
No to teraz wyjaśnionko dlaczego katedra jest cud miód gotycka i jeno jedna wieża jej przykryta barokową czapeczką. Husyci, moi Mili, Husyci! W XV wieku Czesi mieli u siebie takie zawirowania religijne że budowanie katedry stanęło, imponderabilia były ważne a nie rozbudowa budynków ku chwale Bożej. No gotowało się u nich tak, że nawet u nas wykipiało ( twarz Czarnej Madonny z Częstochowy ma blizny pohusyckie ). Poza pracami podjętymi za czasów Władysława Jagiellończyka to architektonicznie nic się właściwie nie działo. Na swój kolejny "dobry czas" Czechy musiały poczekać aż do Rudolfa II. Rudolf owszem rodzinę należycie w katedrze zasarkofagował, ale wyżywał się fundacyjnie gdzie indziej. Poza tym jego stosunek do religii katolickiej ( i nie tylko do katolickiej ) był jak na katolickiego cesarza dziwny i to oględnie pisząc. Potem była wojna trzydziestoletnia, Biała Góra i dopiero w końcu XIX wieku, wraz z nową polityką Franza Josefa, który zaczął kumać że państwo może mu się rozpaść jeżeli wzrastający nacjonalizm nie znajdzie ujścia w kształcie federacji narodów pod miłościwie panującym cesarskim berłem, coś tam na Hradczanach drgnęło. Cesarskie przyzwolenie na zaspokojenie czeskich ambicji zostało wydane. Prawie wszystkie wielkie katedry gotyckie nie są tak do końca prawdziwie gotyckie. W XIX wieku rozbudowywano je namiętnie w stylu neogotyckim ( w końcu liczba ludności wzrosła wielokrotnie od czasów późnego średniowiecza więc istniała potrzeba rozbudowy , wiele katedralnych budów przerwano ze względu na tzw. okoliczności a w ostatnich trzydziestu XIX wieku wraz z postępem technologicznym i jako taką spokojną sytuacją polityczną w Europie pojawiła się możliwość dokończenia ich wg. pierwotnych planów, lub planów wzorowanych na starych, gotyckich ). Szczęśliwie się złożyło że około połowy XIX wieku zaczęto się interesować szerzej gotyckimi formami ( bardzo wczesny neogotyk to raczej trafiał w tzw. wysublimowane gusta arystokracji, dopiero potem został porządnie oswojony, przetrawiony i zaakceptowany ). Właściwa katedra gotycka na hradczańskim wzgórzu przed rokiem 1872 była znacznie mniejsza niż budynek, który oglądamy obecnie. Jednak świetne opanowanie stylów historycznych przez architektów XIX - wiecznych sprawiło że wydaje się nam że katedra w takim kształcie stała tam od czasów Karola IV. Owszem secesyjne grzybki, i tam jakieś podejrzane gotyckie elementy ozdóbstw ujęte w zbyt nowoczesną jak na czasy średniowiecza formę, jakiś zaplątany facet w garniturze zamiast w zbroi, ale żeby tak wszytko po całości, b u d y n e k?! A jednak to prawda - zachodnia strona na zdjątkach poniżej jest XIX - wieczna. Jak dla mnie to ta rozbudowa katedry jakoś jej urody nie zniszczyła, uczyniła ją za to monumentalną.
Ten wpis nie wyczerpuje całej historii tej budowli, historii zebranych w tym miejscu skarbów kultury, nic z tych rzeczy. To jest wpis zanęcający - do Pragi niedaleko, "kijkowcy" jadają obiady i inne posiłki, podróżuje się nie tylko latem, w wakacje czyli wtedy kiedy wysyp "kijkowców" uniemożliwa normalne zwiedzanie, zobaczyć duże miasto z kościołami, pałacami, kamienicami które nie widziały bomb zawsze warto. Katedrę mimo tego że oblegana i zadeptywana przez "kijkowców" polecam Waszym oczom. Dobrze jest podreptać i przebiegając wzrokiem wzdłuż strzelistych form popatrzeć nieco wyżej, tak trochę ponad nasze codzienne zwykle bytowanie. Może niekoniecznie zaraz metafizycznie, ale tak zwyczajnie oderwać się od życia naszego codziennego przyziemnego. Gotyk strzelisty dobrą rakietą nośną!
P.S. Nie na tematy gotycko - turystyczne ale bardzo ważne: do zakotowanych - potrzebny dom dla kotów Szukamy Człowieka Wielkiego Czynu! Pamiętajcie że z kocim FeLV+ jest jak z każdą "nową" chorobą wirusową czy bakteryjną, z czasem przebieg choroby nie jest tak dramatyczny , jak to przy jej "debiucie" było. Kiedyś dla kota ten wirus był to wyrok śmierci w ciągu paru miesięcy, dziś przy normalnym traktowaniu zwierzaczka to jest w sumie zwykłe kocie życie ( wielu ludzi nawet nie wie że ich koty są nosicielami tego wirusa ). Tym niemniej kotki będą wymagały większego doglądania, nie pieniąchów ( bo to się da załatwić ), tylko po prostu serducha dla nich.
W roku 1085 w katedrze na Hradczanach odbyła się pierwsza koronacja królewska - Wratysław II nałożył na głowę koronę. Świątynia nie była już wówczas wczesnoromańską rotundą tylko trójnawową bazyliką, bardziej odpowiadającą roli miejsca spoczynku świętych i królewskich koronacji. Tak sobie trwała w tym kształcie przez niemal dwa stulecia, dopiero w roku 1344, wraz z otrzymaniem przez praskie biskupstwo godności arcybiskupstwa, pod niebo wystrzeliła ostrołukowymi sklepieniami gotycka katedra. I to tak w wielkim stylu! Hradczańska archikatedra to ta sama liga co gotyckie katedry w Chartres, Canterbury, Koloni. Budowana przez stulecia z zachowaniem stylu gotyckiego, jako dominującego (spore jej fragmenty to tzw. neogotyk, jak spore o tym poniżej ), zaprojektowana przez jednego z najwybitniejszych architektów średniowiecza. No po prostu czuć że wzniesiona w czasie kiedy Praga była cesarską stolicą. Przyznam że odczuwam pewne kompleksy i zazdrość mnie zżera o to że Czesi mają tak piękną gotycką katedrę królewską, nasza katedra na Wawelu też co prawda piękna ale nie w ten w miarę jednorodny, gotycki sposób ( dlaczego tak jest napiszę później ). Świetne fragmenty w postaci renesansowych kaplic niestety nie są mi w stanie tego faktu przesłonić. Nie znaczy że przy katedrze na Hradczanach nie ma doklejonego budynków w innym stylu, ale dominujący jest jednak ten niebowzniosły gotyk. No cóż, w połowie XIV wieku rozbudowano katedrę na Wawelu ale dla Kazimierza Wielkiego istotniejsza wydawała się ( słusznie zresztą ) kwestia zbudowania ufortyfikowanych zamków i wznoszenie murów miejskich na terenie królestwa niż solidniejsze zajęcie się katedrą wawelską. No inne priorytety były. Czechy, a konkretnie Praga przeżywały swój Złoty Wiek, Karol IV wyżywał się "w mecenacie", a Kazimierz wznosił mozolnie podwaliny pod potęgę, jaką w XV i XVI wieku miała stać się Polska. No i Kazimierz nie miał do dyspozycji na czas nieokreślony Parlerów. A tak w ogóle bez wspomnienia o Parlerach nie sposób przekazać dlaczego katedra na Hradczanach jest tym czym jest - jedną z najpiękniejszych gotyckich katedr.
Ród Parlerów wywodził się ze Schwäbisch Gmünd, miejscowości położonej dzisiaj w Badeni - Wirtembergii. Nazwisko dała im praca, utworzono je bowiem od nazwy zawodu - "parlier" w staroniemieckim oznaczało majstra budowlanego. Co ciekawe nazwiska rodowego nie używali wszyscy "budujący" członkowie rodziny, ale wszyscy posługiwali się tym samym znakiem kamieniarskim. Ród był to potężny, Parlerowie budowali w Pradze, Fryburgu, Bazylei, Strasburgu, Norymberdze, Ulm, Wiedniu i w Mediolanie. Wznosili katedry, kościoły, mosty. Podejrzenia są że przyłożyli rękę do rozbudowy ratusza w Krakowie ( z gotyckości to się jedynie wieża z niego ostała ). Gotycką katedrę na Hradczanach zawdzięczamy Peterowi Parlerowi, bodaj najwybitniejszemu przedstawicielowi rodu ( jemu też prażanie zawdzięczają Most Karola, wyrosły na miejscu wcześniejszego Mostu Judyty ). Można sobie wyobrazić jak ważną postacią w historii czeskiej architektury był Peter Parler kiedy prześledzi się co pobudował. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość niejakiemu Mateuszowi z Arras - to on był pierwszym budowniczym katedry, dopiero po jego śmierci w 1352 roku, Peter Parler przejął budowę, którą realizował w dużej mierze wg. planów swojego poprzednika. Szczerze pisząc szwendając się po katedrze z wysoko zadartą głową i oczami wlepionymi w słynne sieciowe sklepienie, ani Mateuszowi z Arras ani rodowi Parlerów ( po śmierci Petera katedrę rozbudowywali jego synowie ) nie poświęciłam nawet jednej myśli. Okrutne ale prawdziwe, bezczelnie i ahistorycznie cieszyłam się urodą pięknego gotyckiego wnętrza, błogosławiąc w duchu tzw. porę obiadową czyli czas w którym zorganizowane grupy turystów porzuciły katedrę na rzecz knedlików czy tam innej pizzzy.
Katedralne wnętrze piękne i ućkane zabytkami nie tylko gotyckimi, w końcu katedra to świątynia grzebalna świętych, królów czeskich i cesarzy. Dla miłośnika sztuki baroku a i miłośnika secesji coś się znajdzie. Ludziska drepczą do srebrzystego mauzoleum świętego Jana Nepomucena, podziwiają baldachim i fruwające anioły, metal szlachetny przyciąga tłumy, he, he. Mauzoleum Habsburgów, miejsce gdzie spoczywa divina favente clementia electus Romanorum Imperator, semper Augustus, Germaniae rex w liczbie sztuk dwóch - znaczy cesarz Ferdynand I i Cesarz Maksymilian II i żona Ferdynanda, a matka Maksymiliana - Anna Jagiellonka, wnuczka Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki ( zasłużonej, piętnaścioro potomstwa powiła, po babuni miała takie zdolności ) - nie jest tak oblegane. Biały marmur nie błyszczy, więc piękne późno renesansowe rzeźby cesarzy nie przyciągają tak uwagi jak rozbuchane forma rokokowego mauzoleum. Ma to tę dobrą stronę że mauzoleum Habsburgów można spokojnie obejrzeć. Równie spokojnie można obejrzeć tzw. witraż Muchy, artysty którego raczej kojarzy się z plakatami z przełomu wieków. Może nie jest to dzieło tej klasy co witraże Wyspiańskiego czy fryburski witraż Mehoffera ale wielbiciele stylu mistrza Alfonsa będą zachwyceni.
Mnie oczywiście najbardziej ciągnęło do "prawdziwego gotyku", więc wgapiałam się w słynne Oratorium Królewskie wykonane w czasach Władysława Jagiellończyka i usiłowałam wypatrzeć słynne popiersia umieszczone w triforium, co nie jest łatwą sprawą. Triforium to takie trójdzielne okno, bardzo popularne w architekturze romańskiej i gotyckiej, a nawet wczesnorenesansowej, jednak w tym wypadku chodzi o drugie znaczenie tej nazwy. Triforium to jest też galeryjka biegnąca wewnątrz budynku, ma grubość muru ( nie wystaje jak antresola, czyli coś co w architekturze gotyckiej określa się jako emporę ). Oczywiście galeryjka jest na wysokościach, dla takiej żaby jak ja niebotycznych, więc wypatrywanie jest w zasadzie beznadziejne ( rzeźby są tak umieszczone że najlepiej byłoby podziwiać je łażąc po triforium ). Żałuję bardzo że nie dojrzałam tych popiersi, bo są sztandarowym przykładem stylu Parlerów i na swój sposób są unikatowe. To takie o ponad sto pięćdziesiąt lat wcześniejsze głowy wawelskie. O ile jednak wawelskie łebki z Sali Poselskiej są przedstawieniami pewnych typów, to popiersia z praskiej katedry są portretami konkretnych osób. Można sobie obejrzeć podobizny członków dynastii Luksemburskiej ale można zobaczyć też budowniczych katedry, choćby Petera Parlera czy Mateusza z Arras. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie udało się z wgapianiem w triforium ( z wielkim chórem nad prezbiterium też ) to się skupiłam na kaplicy świętego Wacława. Szczęśliwie zaliczeniowi turyści nadal chlali knedliki więc był spokój. No i jak już użyłam określenia zaliczeniowi to sobie ulżę.
Katedra św. Wita niestety padła ofiarą swej urody, turyści oblegają ją masowo i to są najczęściej tzw. turyści masowi. Nie piszę tak dlatego że zadzieram nosa bo jaka to ja elitarna, wyrafinowana i w ogóle, piszę narzekająco bo stwierdziłam naocznie że ludziska w doopie mają tę urodę, z powodu niby której zadeptują niemal ten budynek. Gdzie te wgapiania się niespieszne w pinakle, wimpergi, gdzie podziwiania przejrzystości tak doskonałej konstrukcji, gdzie zachwyt nad innowacyjnym sklepieniem sieciowym? Nie trzeba wiedzieć że pinakle czy też fiale to wieżyczki zdobiące inne wieżyczki, że wimperga to ten trójkącik nad szczytem ostrołukowego okna czy portalu, nie trzeba wzroku doskonałego i pamięci słonia żeby zauważyć że sklepienie sieciowe różni się od prostego sklepienia krzyżowo - żebrowego. Naprawdę nie trzeba! Jedyne co przy zwiedzaniu jest potrzebne to wysilenie się i zwrócenie uwagi na budynek. Taaa, wysilać się na urlopie na jakieś wpatrywania w stare budownictwo , kretynka - trzeba kijek do selfie całościowego przygotować i cyknąć się na tle. Też wysiłek! W zwiedzaniu najważniejsze jest jak się ustawić z kijkiem. W kijki zaopatrzeni są niemal wszyscy ( widziałyśmy różne okazy z tymi kijkami, przy co niektórych Mamelon z jawną satysfakcją stwierdzała "My nie mamy kijka" ), głównie wdziącznie przeginające się dziewczęta i napinający się młodzieńcy, ale i wycieczki starszych Chińczyków ( przy wycieczkach kijki jeszcze rozumiem, zdjątka grupowe są cykane pamiątkowo ) i niedoinwestowani w jakiś sposób przedstawiciele mojego pokolenia ( znaczy tacy powyżej czterdziestki ). Nie wiem dlaczego oni się tak z tymi kijkami męczą, przecież wystarczy ściągnąć fotę z neta, program zainstalować i już mamy siebie w Pradze. Pokolenie selfie to narcystyczni kretyni, zwiedzać cokolwiek w ich towarzystwie to katorga. Wypieprzałabym wszystkich z tymi ich kijkami z tzw. miejsc atrakcyjnych turystycznie. Porąbani fotomodele, na cholerę im katedra jak tylko lustra do szczęścia potrzebują?! Srajfon na kijku niepotrzebny, Srajbook czy Insragram można nakarmić fotoshopem ( bo większość srajbookowców i insragramowiczów ma głęboko gdzieś gdzie była Estella Mamuella i John McObsryphone, dyszą głównie chęcią zamieszczania własnych fotek w celu polepszenia sobie samopoczucia ). Wiem, zionę miłością do świata, ale mało jest tak wkurzających rzeczy jak ciągłe uważanie żeby nie napatoczyć się na jakiś kijek, w porę uskoczyć przed szukającym cud kadru kijkowcem, nie zostać potraktowanym kijkiem. No i to uświadomienie sobie że oto otaczają mnie wieprze, które zajęte promocją swojej wieprzowatości nie zauważają pereł, za to przeszkadzają innym. Nie lubię tłumu, a tłumu z kijkami to wręcz nienawidzę! Kijek im w ....!
Dobra, dość ulewania tej żółci! Lepiej zająć się katedrą. Jak zawieje Was kiedyś do Pragi, wleźcie albo wjedźcie na Hradczany ( da się, linia tramwajowa 22 dla tych których wykończają schody ) w porze mało turystycznej ( znaczy ranki i wieczory ) obejdźcie katedrę dookoła, z każdej strony jest ciekawa ale najpiękniejsza od strony południowej. Na fasadzie, tuż nad wejściem, umieszczono w latach 1370- 71 mozaikę przedstawiającą scenę Sądu Ostatecznego. Cud , miód - gotycka perełka lśniąca złotą barwą, od tych lśnień ponoć nazwaną to wejście do katedry Złotą Bramą, choć ja tę nazwę wiązałabym raczej z tym że było to wejście królewskie, tzn. podczas koronacji królewskich wchodził przez nie przyszły król a wychodził monarcha. Mozaika ( tło ) nie została wykonana z malutkich złotych płytek, nic z tych rzeczy - to szkło rodem z Wenecji, ale to cudo układali sprowadzeni z Rawenny mistrzowie ( crème de la crème, śmietanka i w ogóle najwyższa półka, z tradycjami sięgającymi hen we wczesne średniowiecze ). Możemy pozazdraszczać, w Polsce nie mamy tej klasy dzieła z tych czasów ( no tak, Kazek Wielki wówczas kipnął a Ludwik Anjou dopiero mościł się na tronie, to nie był zdecydowanie czas na sprowadzanie mozaikarzy ). Niestety zdjątka Złotej Bramy Wam nie przedstawię, aparat w tym momencie wziął i odmówił posłuszeństwa ( ale łatwo wyszukacie je w necie ). Dobra, Złota Brama pikna ale ja najbardziej lubię oglądać budynek katedry od tyłu, czyli od strony wschodniej. W dzień wygląda pięknie, a w nocy wygląda wręcz zjawiskowo! Ściana południowa - zabytek wiekowy, szaconek i w ogóle, ale tyłeczek katedry to Architektura przez duże A. Gdyby pozbawić budynek wszystkich ozdóbstw, same "gołe"ściany by się obroniły ( choć przyznaję że pinakle są wisienką na torcie ). Zastanawiałam się skąd ta wrażenie lekkości, wzlatania, no fruwający gotyk - ano, stąd że te przypory z łukami oporowymi są dość duże, tzn. widać że konstrukcja na nich się trzyma ( mam nieodparte skojarzenia z wyrzutnią rakietową, odrzucaną dopiero w momencie startu ).
No to teraz wyjaśnionko dlaczego katedra jest cud miód gotycka i jeno jedna wieża jej przykryta barokową czapeczką. Husyci, moi Mili, Husyci! W XV wieku Czesi mieli u siebie takie zawirowania religijne że budowanie katedry stanęło, imponderabilia były ważne a nie rozbudowa budynków ku chwale Bożej. No gotowało się u nich tak, że nawet u nas wykipiało ( twarz Czarnej Madonny z Częstochowy ma blizny pohusyckie ). Poza pracami podjętymi za czasów Władysława Jagiellończyka to architektonicznie nic się właściwie nie działo. Na swój kolejny "dobry czas" Czechy musiały poczekać aż do Rudolfa II. Rudolf owszem rodzinę należycie w katedrze zasarkofagował, ale wyżywał się fundacyjnie gdzie indziej. Poza tym jego stosunek do religii katolickiej ( i nie tylko do katolickiej ) był jak na katolickiego cesarza dziwny i to oględnie pisząc. Potem była wojna trzydziestoletnia, Biała Góra i dopiero w końcu XIX wieku, wraz z nową polityką Franza Josefa, który zaczął kumać że państwo może mu się rozpaść jeżeli wzrastający nacjonalizm nie znajdzie ujścia w kształcie federacji narodów pod miłościwie panującym cesarskim berłem, coś tam na Hradczanach drgnęło. Cesarskie przyzwolenie na zaspokojenie czeskich ambicji zostało wydane. Prawie wszystkie wielkie katedry gotyckie nie są tak do końca prawdziwie gotyckie. W XIX wieku rozbudowywano je namiętnie w stylu neogotyckim ( w końcu liczba ludności wzrosła wielokrotnie od czasów późnego średniowiecza więc istniała potrzeba rozbudowy , wiele katedralnych budów przerwano ze względu na tzw. okoliczności a w ostatnich trzydziestu XIX wieku wraz z postępem technologicznym i jako taką spokojną sytuacją polityczną w Europie pojawiła się możliwość dokończenia ich wg. pierwotnych planów, lub planów wzorowanych na starych, gotyckich ). Szczęśliwie się złożyło że około połowy XIX wieku zaczęto się interesować szerzej gotyckimi formami ( bardzo wczesny neogotyk to raczej trafiał w tzw. wysublimowane gusta arystokracji, dopiero potem został porządnie oswojony, przetrawiony i zaakceptowany ). Właściwa katedra gotycka na hradczańskim wzgórzu przed rokiem 1872 była znacznie mniejsza niż budynek, który oglądamy obecnie. Jednak świetne opanowanie stylów historycznych przez architektów XIX - wiecznych sprawiło że wydaje się nam że katedra w takim kształcie stała tam od czasów Karola IV. Owszem secesyjne grzybki, i tam jakieś podejrzane gotyckie elementy ozdóbstw ujęte w zbyt nowoczesną jak na czasy średniowiecza formę, jakiś zaplątany facet w garniturze zamiast w zbroi, ale żeby tak wszytko po całości, b u d y n e k?! A jednak to prawda - zachodnia strona na zdjątkach poniżej jest XIX - wieczna. Jak dla mnie to ta rozbudowa katedry jakoś jej urody nie zniszczyła, uczyniła ją za to monumentalną.
Ten wpis nie wyczerpuje całej historii tej budowli, historii zebranych w tym miejscu skarbów kultury, nic z tych rzeczy. To jest wpis zanęcający - do Pragi niedaleko, "kijkowcy" jadają obiady i inne posiłki, podróżuje się nie tylko latem, w wakacje czyli wtedy kiedy wysyp "kijkowców" uniemożliwa normalne zwiedzanie, zobaczyć duże miasto z kościołami, pałacami, kamienicami które nie widziały bomb zawsze warto. Katedrę mimo tego że oblegana i zadeptywana przez "kijkowców" polecam Waszym oczom. Dobrze jest podreptać i przebiegając wzrokiem wzdłuż strzelistych form popatrzeć nieco wyżej, tak trochę ponad nasze codzienne zwykle bytowanie. Może niekoniecznie zaraz metafizycznie, ale tak zwyczajnie oderwać się od życia naszego codziennego przyziemnego. Gotyk strzelisty dobrą rakietą nośną!
P.S. Nie na tematy gotycko - turystyczne ale bardzo ważne: do zakotowanych - potrzebny dom dla kotów Szukamy Człowieka Wielkiego Czynu! Pamiętajcie że z kocim FeLV+ jest jak z każdą "nową" chorobą wirusową czy bakteryjną, z czasem przebieg choroby nie jest tak dramatyczny , jak to przy jej "debiucie" było. Kiedyś dla kota ten wirus był to wyrok śmierci w ciągu paru miesięcy, dziś przy normalnym traktowaniu zwierzaczka to jest w sumie zwykłe kocie życie ( wielu ludzi nawet nie wie że ich koty są nosicielami tego wirusa ). Tym niemniej kotki będą wymagały większego doglądania, nie pieniąchów ( bo to się da załatwić ), tylko po prostu serducha dla nich.