Wśród lawendowych kwiatów, w okolicach jeżówek, mikołajków, przetacznikowców czy zwyczajnych ostów słychać bzyk, bzyk, bzyk. W tym roku pszczoły i trzmiele nawiedzają Alcatraz jak turyści wybrzeże, towarzystwo masowo brzęczy. Koty szczęśliwie jak do tej pory ignorują pszczelo - trzmielowe obloty, co tam bzykania jak tu motyle interesująco trzepoczą skrzydłami. Motyli zresztą w tym roku też sporawo, choć ich ilość porównywalna z zeszłoroczną. Natomiast pszczół i trzmieli jest w tym roku zdecydowanie więcej. Może łagodna zima, może zero ostrej chemii w ogrodzie, może więcej kwitnień zwabiających słodyczą pyłków czy nektaru - nie wiem do końca jaka jest przyczyna tego radosnego używania Alcatrazu przez te miłe błonkoskrzydłe ( szerszenie, osy i muchy to są te niemiłe ). Dociekać nie będę, co mi tam - grunt że są i czynią ogród żyjącym. Na rabatach jest miło ale prawdziwe owadzie życie toczy się gdzieś indziej.
Po przygotowaniach kulinarnych, które musiałam uskutecznić ( niechętnie ) z powodów rodzinnych, zostało mi jeszcze tyle czasu że mogłam wyskoczyć do ogrodu. W planach miałam pozbywanie się chynszorów z części Alcatrazu, szykowałam się na osty i inne samosiejstwa zanim zaczną produkować nasiona w dużej ilości. Wlazłam w gąszcz i poczułam się jak ten komornik mający wykonać egzekucję na rodzinie wielodzietnej ciężko przez los doświadczonej. Cholera, wokół mnie bzyczy i furczy, odgłosy przeróżne unoszą się nad trawami. Sex, drugs and rock and roll, życie na całego na dzikawym fragmencie, jakieś podejrzane larewki, dorosłe osobniki, sterane życiem, wyschłe owadzie mumie - wszystko na góra dwudziestu metrach kwadratowych. Stałam jak ten głupek wioskowy dzierżąc w łapie sekator, wielce zadziwiona odkryciem tego światka, który zamiast żyć kulturalnie i zgodnie z ogrodowymi wytycznymi wśród eleganckich roślin rabatowych, żyje sobie jeszcze bardziej barwnie i tak na full wśród ostów ( czyli ostrożni ), cykorii, lebiodki pospolitej czy tam innych łopianów. Wyraz twarzy musiałam mieć jak ten, który często mają twarze postaci rysowanych przez Stasysa Eidrigevičiusa, bo Ciotka Elka obserwująca mnie z tej bardziej uładzonej części Alcatrazu zaryczała do mnie "Nie śpij z otwartymi oczami!". Jednak nie sen taki wyraz stasysowy mi na gębę sprowadził, tylko nagle rozbudzona uważność.
Zawsze wiedziałam że Alcatraz jest pełen zwierząt, ale jest jednak mój, w tej jednej chwilce stojąc w chwastowisku przyszło mi na myśl że to tylko moje głupie myślenie bo Alcatraz jest tak naprawdę wyłącznie swój, i wszystkie moje usiłowania kształtowania ogrodu to zwyczajne pitu - pitu. Jak go ukształtuje po swojemu to wcale nie oznacza że będzie taki żywy jak ten teraz. No tak, nie będę miała łąki, Alcatraz jest za mały żeby dobrze wyglądał jako łąka, ale będą kompromisy. Nie będę mu już więcej wciskała na siłę roślin za którymi nie przepada ( czyli takich, którym trzeba zmieniać podłoże i w ogóle wokół nich skakać ), nie będę pieliła kiedy są już kwiaty na chwaściorach, nie będę się stresowała atakami "szkodników" . Koniec z uprawą bylin które się nie udają lub udają tylko w niektórych latach, jak rarytetowi nie pasuje no to nie! Są rośliny rarytetne które Alcatraz lubi a są takie którym złośliwie nie pozwala się rozwinąć i już. To nie tylko kwestia gleby, to kwestia wielu czynników - mikroklimatu ogrodu. Co do usuwania chwastów - jak chwasty zakwitają to się robią roślinami pożytecznymi, a jak to tak pożyteczne usuwać! Co do "szkodników" - "szkodniki" to też stworzenia, tylko ich masowe pojawienie się jest groźne, najlepiej poczekać aż zjawią się tacy którzy się szkodnikami żywią. Te masowe wylęgi "szkodników" powodują zwiększenie populacji szkodnikożerców.
Stałam i wśród tego bzyczenia, trzepotania skrzydeł i cykania usłyszałam cichy ale stanowczy głos Alcatrazu "No i co idiotko, spróbujesz pozbawić sekatorem i szpadelkiem żarła całe to towarzystwo, nie poczekasz aż się kwiaty skończą, potworze antyekologiczny, hieno ogrodowa, pomiocie ludzki?!" Człowiekowi robi się łyso, jak do niego dociera że nawet najlepszymi nasadzeniami nie podrobi naturalnej owadziej życiodajni, może najwyżej wypichcić owadzią stołówkę. Odpuściłam! Zamiast sekatorka wzięłam do graby aparat i porobiłam zdjęcia bzykaczom. Jeśli chodzi o pielęgnacje Alcatrazu to teraz zostaje mi obserwacja ogrodu, muszę wyczekać i nie przegapić momentu w którym przekwitną osty - wtedy dopiero zrobię kęsim, kiedy te rośliny na powrót staną się cholernymi chwastami, he, he.
Po przygotowaniach kulinarnych, które musiałam uskutecznić ( niechętnie ) z powodów rodzinnych, zostało mi jeszcze tyle czasu że mogłam wyskoczyć do ogrodu. W planach miałam pozbywanie się chynszorów z części Alcatrazu, szykowałam się na osty i inne samosiejstwa zanim zaczną produkować nasiona w dużej ilości. Wlazłam w gąszcz i poczułam się jak ten komornik mający wykonać egzekucję na rodzinie wielodzietnej ciężko przez los doświadczonej. Cholera, wokół mnie bzyczy i furczy, odgłosy przeróżne unoszą się nad trawami. Sex, drugs and rock and roll, życie na całego na dzikawym fragmencie, jakieś podejrzane larewki, dorosłe osobniki, sterane życiem, wyschłe owadzie mumie - wszystko na góra dwudziestu metrach kwadratowych. Stałam jak ten głupek wioskowy dzierżąc w łapie sekator, wielce zadziwiona odkryciem tego światka, który zamiast żyć kulturalnie i zgodnie z ogrodowymi wytycznymi wśród eleganckich roślin rabatowych, żyje sobie jeszcze bardziej barwnie i tak na full wśród ostów ( czyli ostrożni ), cykorii, lebiodki pospolitej czy tam innych łopianów. Wyraz twarzy musiałam mieć jak ten, który często mają twarze postaci rysowanych przez Stasysa Eidrigevičiusa, bo Ciotka Elka obserwująca mnie z tej bardziej uładzonej części Alcatrazu zaryczała do mnie "Nie śpij z otwartymi oczami!". Jednak nie sen taki wyraz stasysowy mi na gębę sprowadził, tylko nagle rozbudzona uważność.
Zawsze wiedziałam że Alcatraz jest pełen zwierząt, ale jest jednak mój, w tej jednej chwilce stojąc w chwastowisku przyszło mi na myśl że to tylko moje głupie myślenie bo Alcatraz jest tak naprawdę wyłącznie swój, i wszystkie moje usiłowania kształtowania ogrodu to zwyczajne pitu - pitu. Jak go ukształtuje po swojemu to wcale nie oznacza że będzie taki żywy jak ten teraz. No tak, nie będę miała łąki, Alcatraz jest za mały żeby dobrze wyglądał jako łąka, ale będą kompromisy. Nie będę mu już więcej wciskała na siłę roślin za którymi nie przepada ( czyli takich, którym trzeba zmieniać podłoże i w ogóle wokół nich skakać ), nie będę pieliła kiedy są już kwiaty na chwaściorach, nie będę się stresowała atakami "szkodników" . Koniec z uprawą bylin które się nie udają lub udają tylko w niektórych latach, jak rarytetowi nie pasuje no to nie! Są rośliny rarytetne które Alcatraz lubi a są takie którym złośliwie nie pozwala się rozwinąć i już. To nie tylko kwestia gleby, to kwestia wielu czynników - mikroklimatu ogrodu. Co do usuwania chwastów - jak chwasty zakwitają to się robią roślinami pożytecznymi, a jak to tak pożyteczne usuwać! Co do "szkodników" - "szkodniki" to też stworzenia, tylko ich masowe pojawienie się jest groźne, najlepiej poczekać aż zjawią się tacy którzy się szkodnikami żywią. Te masowe wylęgi "szkodników" powodują zwiększenie populacji szkodnikożerców.
Stałam i wśród tego bzyczenia, trzepotania skrzydeł i cykania usłyszałam cichy ale stanowczy głos Alcatrazu "No i co idiotko, spróbujesz pozbawić sekatorem i szpadelkiem żarła całe to towarzystwo, nie poczekasz aż się kwiaty skończą, potworze antyekologiczny, hieno ogrodowa, pomiocie ludzki?!" Człowiekowi robi się łyso, jak do niego dociera że nawet najlepszymi nasadzeniami nie podrobi naturalnej owadziej życiodajni, może najwyżej wypichcić owadzią stołówkę. Odpuściłam! Zamiast sekatorka wzięłam do graby aparat i porobiłam zdjęcia bzykaczom. Jeśli chodzi o pielęgnacje Alcatrazu to teraz zostaje mi obserwacja ogrodu, muszę wyczekać i nie przegapić momentu w którym przekwitną osty - wtedy dopiero zrobię kęsim, kiedy te rośliny na powrót staną się cholernymi chwastami, he, he.