Wiem że tytuł tego wpisu to oksymoron ale mła ostatnio bujała się wśród zdziwnych wykwitów postmodernizmu. Zaczęło się śmiesznie, mła się coś nie może zebrać w sobie i posprzątać, w związku z czym Cio Mary stwierdziła że mła ma najwyraźniej ADHD. Mła się nieco zdziwiła, bowiem ADHD kojarzy się jej z nadaktywnymi dzieciakami roznoszącymi chałupę. No wicie rozumicie, nadwrażliwość na bodźce rozwijającego się mózgu. Cio Mary mła oświeciła że teraz się zmieniło i np. sama Cio ma ADHD starcze, objawiające się ciągłym łażeniem na miasto. Hym... zdaniem mła to Cio Mary do miasta ciągnie ciekawość, ale co ja tam wiem o specyficznej budowie mózgu ADHDowca, no nic nie wiem. Wychodzi na to że zdawa się wg. nowej szkoły psychologii jestem usprawiedliwiona nie reagując na bordello w chałupie. No bo mam to ADHD. Postanowiłam się bliżej przyjrzeć sprawie, bo cóś mła zaczęło podśmiardywać, zupełnie jak przy sprawie epidemii depresji. Taa... sobie zacytuję "ADHD u dorosłych siłą rzeczy manifestuje się innymi objawami.
Brak wiary w siebie, niskie poczucie własnej wartości i porównywanie się
do otoczenia" - zadziwienie mła się zrobiło pełnoobjawowe, znaczy szczena opadła. Cholera, nie mam tego, bliżej mła do narcystycznych brzydkości. Potem było jeszcze ciekawiej - "Warto również wspomnieć, że ADHD nie zawsze daje te same objawy, dlatego
każda osoba może borykać się z innymi symptomami. Podjęcie terapii jest
kluczowym sposobem poradzenia sobie z zaburzeniem." Yyy... tego... eee, no tak, hurra! U mła symptomem może być niechęć do tak nudnej i wymagającej skupienia czynności jaką jest mycie podłogi. Gdyby dłubała w nosie namiętnie i wydłubki z nosa wkładała do ucha i była przy tym rozkojarzona to też mógłby być objaw. Nie żadne tam kompulsywne zachowania tylko swoisty objaw ADHD. Symptomy ADHD u dorosłych są takie że można z każdego zrobić ADHDowca, któren powinien podjąć terapię. Drażliwość na ten przykład i unikanie uroczystości rodzinnych to z zaburzenia. Nosz qurna, baba handlująca pietruchą wyszła ze mła. Któś tu usiłuje na zwykle zestresowanych ludziach zarobić ( rodzaj smrodku na który mła jest coraz bardziej wyczulona ). To jest dopiero popiendrolenie! Rozrzedzenie diagnoz, tzw. spektra, to nic innego tylko kombinowanie jak tu na modłę "naukową" ostrzyc baranki i owce. Mła zaczęła śledzić skąd to się wzięło, ten zaburzenizm stosowany, te depresje masowo występujące ( np. u nastolatek które nie mają kasy, co za czasów młodości mła zwano nastoletnim wkarwem na świat ), te wszystkie afektywne - dwubiegunowe, które często wyglądają jak afektowane bez żadnego bieguna, ta postępująca paranoja, która w każdym widzi przypadek psychiatryczny. Normy czyli uśrednianie jakby przestały istnieć, my są wszyscy ciężkie przypadki. Jak ciężkie przypadki stają się nową normą to w zasadzie czemu nie dojść do przekonania że schizofrenik nie różni się specjalnie od mła, ot, chemia mózgu tylko inna ale w zasadzie to OK że słyszy się głosy. A w ogóle halucynacje to po prostu inne postrzeganie świata, urojenia to żadne tam fałszywe przekonania na temat rzeczywistości, to po prostu osobnicze do niej podchodzenie, ostra psychoza z napadem agresji to w pełni uprawnione wyrażanie siebie w stanie skrajnym, zaburzenia dysocjacyjne to jest tylko szukanie sposobu w jaki umysł wpływa na ciało. Hym... ludzi, którzy uważają że taki stan rzeczy służy zarówno jednostkom jak i społeczeństwu powinno umieścić się u czubków. W dupie mam że wyrażenie umieścić u czubków kogoś stygmatyzuje, stygmatyzowanie durniów powinno być obowiązkiem obywatelskim. A skąd mła wzięła ten postmodernizm, o którym wspomniała na początku wpisu? Ano z tego że ten cały ruch zrównujący chore ze zdrowym, normę ze zniekształceniem to nic inszego jak postmodernizm stosowany. Postmoderniści bowiem wypielęgnowali przekonanie o płynnej względności i społecznym konstrukcjonizmie wszelkich idei. Słowo społeczny darzyli takim uwielbieniem że jakoś im się zapomniało że człowiek to przede wszystkim biologia a reszta jest założeniem. Mła wie że bardzo wiele spraw jest naprawdę względnych, bo na przestrzeni czasu zmieniał się do nich stosunek ale pewne rzeczy są jednak niezmienne, choćby to że człowiek się rodzi, wzrasta i obumiera, że jest stworzeniem stadnym, biologicznie dwupłciowym coby tam WHO nie wymyśliło na temat 110 płci ( indywidualne poczucie płci to jedno a DNA to drugie ). No i dlatego że widzę tę wybiórczą ślepotę podejścia postmodernistycznego mła doszła do wniosku że jednak ma zwykłego lenia a nie żadne tam ADHD dorosłych. Dzięki Najwyższemu, mła jest zdrowa na umyśle.
A dlaczego mła dała taki zdziwny tytuł temu wpisu? Bo przekonanie o względności wszystkiego odbija nam się czkawką, postmodernistyczne społeczeństwo ma być qurna tolerancyjne do bólu, tolerancyjne nawet dla nietolerancji. Ale takiej wybranej. W 1965 roku ideolog Nowej Lewicy, niemiecki komunista Herbert Marcuse, napisał esej pod tytułem "Tolerancja represywna" . O czym to było? To uzasadnienie istnienia dominacji niewielkiej, świadomej swoich celów idobrze zorganizowanej mniejszościnad rozbitym, upokorzonym, nie potrafiącym bronić własnego systemu wartości społeczeństwem. Baaardzo niby lewicowe, takie bolszewickie, znaczy bezczelne, bo bolszewicy nie byli wcale bolsze tylko byli mniejszością. A jakie egalitarne, he, he, he. Cała prawda o przerobionym Marksie i Engelsie, komunizm w praktyce zawsze był elitarny, lewica prawdziwa, czyli egalitarna, to socjaldemokraci byli. Teraz mła Wam zapoda przykłady tzw. tolerancji represywnej. Klimatyzm i zielonowalizm, nadużycia genderowe, czarny rasizm, święty i jedyny prawdziwy covidianizm, cały ten woke. Kiedy społeczeństwo nie jest pewne swoich norm, bo wszystko jest względne, to łatwo może paść ofiarą nadużyć ze strony mniejszości uznającej że "Teraz, k...a my", że tak pojadę klasykiem. Bardzo łatwo może się okazać że wszystko można tylko własnego zdania mieć nie można, bo to quźwa "mowa nienawiści" jest.
Dzisiejszy wpis o zdziwnościach ilustrują zdziwne zdjęcia najsłynniejszej blondynki świata. MM jako Zelda Zonk, tajemne wcielenie, zastanawiająco podobne do Jackie Kennedy. W Muzyczniku tyż Marilyn, z czasów zanim została gwiazdą.