Mła wróciła zusammen z Mamelonem z tzw. wypoczynku, który Mamelon określiła mianem znęcania się nad kobietą u progu starości. Kandydatką na staruszkowanie w pełnym wymiarze, na etacie i wogle jest oczywiście Mamelon a mła jest potworem "z bacikiem", katującym rozglądającą się za wygodnym miejscem do zalegania niewinną kobitę. Zdaniem mła to potwarz i kalumnia, w końcu mła nie doczepiła do Mamiego spadochronu i nie pofrunęłyśmy w przestworza ciągnione przez motorówkę. Zostało darowane pływanie kajakiem, dmuchanym korkodylem, zadżebistym flamingiem. Mła zadowolniła się dopilnowaniem by Mamelon zanurzyła ciałko w morskie fale, co nie było nieprzyjemne, bowiem woda była taka w sam raz, nawet Mamelon stwierdziła że naprawdę mile chłodząca. Mła oczywiście siedziała w wodzie długo i wytrwale i trzeba przyznać że Mamelon okazała cierpliwość charakterystyczną dla zrezygnowanych matek, które wysłuchują od dzieci pomarszczonych od długiego przebywania w wodzie - "Ale jeszcze trochę mamo!" Udało nam się nie nabawić poparzenia słonecznego, straszliwych odmeduzowych pęcherzy i tym podobnych rozkoszy. Pęcherze od chodzenia po "naszej domowej górce" to ma mła, Mamelon ma z tego tytułu bóle podkolanowe i lekką jadowitość w zazwyczaj słodkim obejściu. Nasze nadmorskie wakacje okazały się być także wakacjami górskimi ( nie chcecie wiedzieć co Mamelon powiedziała na temat charakteru i resztek intelekta mła kiedy się okazało że nasz wakacyjny domeczek znajduje się wysoko, hen, hen, pod szczytem wzgórza górującego nad starym miastem ). Lokalizacja zapewniała jako taką ciszę, żadne ymc, ymc z przyplażowych imprezowni do nas nie docierało, ptasie trele pospołu z graniem cykad, poszczekiwania, pomiaukiwania i basowy śmiech sąsiadki to były jedyne dźwięki które nam pieściły uszy. Oprócz tego miałyśmy zapewnione tzw. widoki oraz całkiem niezły trening, sam miód.
Pogoda dała nam nieco popalić, pierwsze dwa dni naszego pobytu padało i nawet grzmiało. Jednakże było też bardzo ciepło, co przy tak dużej wilgotności powietrza rzeczywiście powodowało szybkie męczenie się nawet mniej wymagającymi czynnościami niż nasza codzienna, nieraz parokrotna, wspinaczka na "domowe pielesze". O ile na naszej górce było zacisznie i kameralnie o tyle w miasteczku poniżej było kurortowo, imprezowo i biznesowo. Wszak lada moment zacznie się sezon i stężenie turystów na metr kwadratowy osiągnie ekstremalne wartości.Obecnie trwa cóś na kształt próby generalnej przed sezonem. Koło widokowe się kręci, restaurany serwują dania w ogródkach, sklepy z cóśkami pełne towarów, chińskie wycieczki wraz z przewodnikami w pełnej gotowości. Hym... nam udało się pokurortować w ostatniej chwili, znaczy zanim insze turysty moglyby nas zadeptać a upały spowodować chęć spędzenia wakacji w miłym towarzystwie klimatyzatora. Wybaczcie że dziś krótko ale mła musi wypocząć po wypoczynku. Na komentarze pod poprzednim wpisem mła odpowie jak do się dojdzie.