Jak mucha w smole mła się porusza i to mimo zachęt własnych i cudzych. Żadna robota szybko jej nie idzie, mła by chciała i to i sio a tu jakby wydolność organizma jej padła i mła nie jest w stanie zrobić nawet połowy tego co sobie zaplanowała. Pocieszeniem nie jest dla mła fakt że Mamelon obserwuje u się podobne zjawisko, no bo te doniczki rozgrzebane, ta ziemia na stole i poza stołem, koty uznające że żwirek do kaktusów to aberracja, bo wszelki żwirek należy się kotom. No rozgrzeb jest u mła totalny, Cio Mary kiedy dziś weszła do chałupy mła to wydała z siebie tzw. jęk zduszony i mła po prawdzie wcale się temu jęczeniu nie dziwi. Mła jest w połowie mycia okien, w ćwierci przesadzania kaktusów, w jednej dziesiątej mycia podłóg, ogólny bardak, bordello i nieogarnięty mandżur. Groza domowa, kochani, groza. Tak wygląda chałupa a co dopiero ogród. Strach się bać. Mła jednak niedawno doszła do wniosku że niektóre sprawy musi mieć po prostu w czterech literach, bo grunt to żebyśmy zdrowi byli i nadzieję mieli że Pasiak zechce do nas powrócić. To jest w sumie dla mła najważniejsze a nie tempo bizunowania domu i zagrody. Zrobi się kiedy się zrobi i wtedy będzie zrobione, pisząc w stylu kapitana Jacka Sparrowa.
Kaktusiarnia jak widzicie na załączonych obabrazkach nadal nadal w fazie rozgrzebu ale bliżej gotowości do ustawki na parapetach. Znaczy jeśli chodzi o większość gymnocalyciów, zwanych przez mła czule gymnolkami, to są one już w fazie żwirowania. Mła szczęśliwa bo mój ulubiony gymnolek czyli pampiak, wygląda przed sezonem naprawdę dobrze. Przed mła jeszcze zabawy z sukinkulentami typu haworsje i eszewerie, oraz przegląd aloesów. Mła musi pomyśleć o wystawianym na dwór stoliku sukinkulentowym, który w razie opadów mógłby być okrywany folią. Tak mła się zdawa że dla jej roślin byłoby to idealne letnisko, o wiele lepsze niż parapety bo gwarantujące pełne oświetlenie. Dobrze by było żeby stolik miał wodoodporny blat, mła by się marzył kamienny gdyby nie wizja wystawiania ciężkiego jak diabli ustrojstwa do ogrodu czy na podwórko. Mła pada pod ciężarem kawiaczka a co dopiero by było, gdyby musiała cóś większego z chałupy na lato wystawiać. Całoroczne wystawianie stolika odpada, sprzęt sukinkulentowy może być kuszący a mła już kiedyś noga od kawiaczka wywędrowała i mła ją do domu musiała sprowadzać za pomocą zarządzenia ekspedycji karnej. Nad stoliczkiem zatem mła musi sobie porządnie pomyśleć i wykombinować cóś w miarę lekkiego, ładnego a jednocześnie słabo kuszącego. No nie jestem pewna czy się uda.
W ogrodzie kwitną pierwsze irysy SDB, o pół miesiąca za wcześnie. Mła jest tym nieco poirytowana, bo nastawiała się na majowe kwitnienia i tak sobie nawet uplanowała wyjazd żeby kwitnienia irysów SDB nie przeoczyć a tu siurprajz. Cóś mła się zdawa że w tym roku sobie mła kwitnień irysów SDB we własnym ogrodzie nie poogląda. Tak to jest z tymi planami, tzw. czarne łabędzie człowieka zawsze są w stanie zaskoczyć. Hym... mła na pocieszkę nabyła do Alcatrazu dwie azalki japońskie, takie troszki wyższe i biało kwitnące. Odmiana 'Mémé' będzie rosła za dwoma starszymi krzaczkami azalii japońskiej 'Schneeperle'. Stanowisko to takie w rozproszonym słoneczku, mam nadzieję że słońca będzie na tyle dużo że azalki wytworzą odpowiednią ilość kwiatów. Po kwitnieniu magnolii i kalin chciałabym żeby to ich kwitnienie "robiło" Alcatraz, jakoś bardziej do mnie przemawiają niż duże rododendrony. Wczoraj przyszła paczka z lawendami, ale o tym napiszę więcej później. Cdn.