Jestem, jestem! Nie było mła długo ale mła musiała po odchodzeniu Małgoś odpocząć. Wicie rozumicie, trzy odejścia bliskich osób w ciągu pół roku nieco popieściło jestestwo mła, no po prostu czułam że muszę się zresetować, bo jeszcze troszki a mła się styki upalą i mła zgaśnie i będzie jak jej dziadzio komputer - diody się świcą a nic nie działa jak trzeba. Mła i dziadzio zostali leczniczo odłączeni od sieci, dziadzio pojechał do magika od lekstroniki a mła poszła w tango ( znaczy żyła tzw. pełnią życia, bycząc się całodobowo ). Odpoczywaliśmy, dziadzio po usługach na rzecz mła, mła po usługach na rzecz spóźnialskiej Cichej ( Małgoś uznawała opieszałość Cichej za bardzo, ale to bardzo głupi dowcip Najwyższego, na miejscu Absolutu ewakuowałabym się z Cud - zaświatów zanim tam Małgosina ektoplazma spłynęła ). Dziadzio wrócił i ma mu się na życie, no to i mła poczuła że czas by i ona się zalogowała.
Nie będę pisać Wam o sprawach przykrych, mła wystarczająco już o smutkach pisała, na cholerę komu więcej przygnębienia. Wystarczy że mła sobie zaordynowała poczytywanie rad Michela de Montaigne, wielokrotne - "Trzeba nauczyć się cierpieć, to czego się nie da uniknąć. Życie nasze złożone jest jak harmonia świata, z rzeczy sprzecznych, jakoby z rozmaitych tonów, łagodnych i chropawych, ostrych i miętkich, figlarnych i głębokich; cóż by zdolił muzyk, który by lubił tylko jedne z nich? Trzeba, aby umiał posługiwać się nimi społem i mieszać je ze sobą: tak samo i my owym dobrem i złem, które są współistotne naszemu życiu. Nasz byt i nasza istota nie mogą się ostać bez tej mieszaniny; jedna struna jest nie mniej potrzebna niż druga. Stawać dęba przeciw naturalnej konieczności znaczy powtarzać szaleństwo Ktesyfona, który próbował się ze swym mułem na uderzenia kopytem". Tak, tak - "Kto lęka się cierpienia, cierpi już przez to, że się lęka". Michel zawsze mła pomaga na tzw. duszne bóle, wiem że to żadne tam Himalaje filozofii ale mła czuje się pokrzepiona tymi myślami i odpowiednio ustawiona, na pewno nie będzie się kopać z mułem. Mła będzie bezczelnie szukała życiowych przyjemności, tego co cieszy, smakuje, odpowiednio pachnie. W końcu wszyscy kiedyś fikniemy, Słońce zamieni się w czerwonego olbrzyma, białego karła, czy jeszcze cóś innego, Wszechświat będzie się rozciągał, entropia będzie wzrastała. Ech... Dlatego ważne by cieszyć się tym mgnieniem Najwyższego Oka, czasem w którym sobie istniejemy jako takie a nie inne zjawisko. Mła to sobie cały czas powtarza i już jakby nawet w to uwierzyła.
W ramach doprzyjemniania życia i pieszczenia zmysłów mła przejęła zbiór minerałów Jądrzejowej Babci Halinki. Babcia Halinka obecnie zbiera już tylko doświadczenia i żywe zielone, znaczy rośliny. Dawne kolekcjonerskie zdobycze wciśnięto wnuczkom, przestraszone możliwością testowania wytrzymałości stropów własnych mieszkań wnuczki czym prędzej zaczęły szukać po rodzinie tzw. godnych rąk w które można by babcine zbiory złożyć i mła się załapała jako mineralnie zakręcona. Jądrzej sprytnie wykombinował darowiznę wiązaną, oprócz minerałów przybyło do "świątecznej szafy" stado baranków wielkanocnych i tabun zajączków. Hym... Wielkanoc w wykonie mła będzie mogła mieć teraz taką oprawę że można się zameczeć i zakicać ze szczęścia. Łupy zdobyte na Babci Halince to nie jedyne nowinki w chałupie, mła zdobyła cóś bardzo specyficznego, troszki jak z filmu grozy dla dzieci w wieku przedszkolnym.
Jak widzicie na załączonych powyżej i obok fotkach, czysta medyczna groza. Mła pamięta mgliście podobne ustrojstwa, które w rękach niejakiej Małeckiej siały terror, były bowiem wykorzystywane wbrew woli mła do wykonywania iniekcji na jej dziecinnym tyłku. O Małeckiej do dziś myślę z takim jakimś zdziwnym niepokojem, świetnie pamiętam jak uzbrojona w wygotowany sprzęt czyhała na wabioną cukierkiem mła ukryta za drzwiami pokoju. I co z tego że miałam trzy, cztery lata i że nie byłam całkiem samorządna, nigdy Małeckiej tych napaści ze strzykawką nie zapomnę! Mła sobie nie życzyła katowania igłą, była gotowa żreć gorzkie tabletki i pić mdłe syropki. Teraz to mła ma prawdziwe strzykawki, znaczy władzę. Na razie straszę nimi Mrutka, kiedy nie pozwala czyścić sobie uszu. Niech wie że mam właściwą strzykawkę, żadne tam plastikowe guano i że nie zawaham się jej użyć. Ten sprzęt wygląda straszliwie a zarazem dziwnie uroczo, jak stary tasak czy kamienny toporek. Mła pozyskała jeszcze stare słoje apteczne ale ich nie sfociła bo się odmaczają z substancji jej nieznanych ale smrodliwych jakby.Mła była w celach pozyskiwawczych w lesie ale to tylko tak dla picu z tym pozyskiwaniem. Naprawdę to mła pojechała do lasu odetchnąć, szczerze pisząc to łażąc po lesie jakoś specjalnie grzybów nie wypatrywała. Wystarczyły mła do szczęścia mchy, wrzosy kwitnące, brzózki, szum drzew i ten jedyny w swoim rodzaju zapach jesiennego lasu. Podobno grzybów nie było, mła jednakże cóś tam znalazła, jakieś krawce, prawdziwka, wściekle zarobaczywione zajączki. Jak dla mła to były łupy w sam raz, pół kamienicy pomagało mła zalewajkę na grzybkach jeść bo tak mła zapachniła. Mła przywiozła leśne fotki i przewentylowane płuca, spała po tym pseudogrzybobraniu jak zarżnięta. Przy okazji nawiedzin lasu odwiedziliśmy znajome kury i kozy, Mamelon i Sławencjusz nabyli kozie serki a mła jajka. Mój boszsz... człowiek miejski się dziś cieszy jak mu się uda jajko od kury grzebalnej kupić a nie wyrób od torturowanego ptaka. Mła jest za tym żeby Zieloni przestali ekstremalnie pieprzyć o radościach bycia weganinem i zmianie postaw ludzi, tylko zeszli na ziemię i zajęli się porządnie rozwaleniem uprzemysłowienia produkcji rolnej, bo to jest zło. Budowanie nowego człowieka jakoś nikomu się nie udało, Zielonym tyż się nie uda. Pewnie młowe chciejstwa wobec Zielonych nierealne bo co to za zieleń, jadowita i koncernowa! Głupia jak pomysł zadekretowania przez skorumpowanych politycznych że samochody elektryczne są cacy. Taa... chcieć to móc.
Mła szczęśliwie wykorzystała czas w którym nie miała dostępu do kompa dziadecznego na odtrucie mendialne. Nie że mła odpuściła politycznym bo interesu trza pilnować, tylko mla nie zawracała sobie głowy tym jazgotem, mającym sprawiać wrażenie że dzieje się coś niesłychanie ważnego a nie trwa zwykła napiendralanka o władzę, którą to napiendralankę mendia tak podkręcają że jeszcze trochę a polityczni zaczną własne armie zbierać i najeżdżać przeciwników. To jest chore. Mła zamiast taplać się w mendialnym szambie starannie dawkowała sobie info, jak te kropelki. Zamiast się wywiadywać mła pożyczała od Gieni jej małego towarzysza i chodziliśmy sobie na spacery nad naszą rzeczkę, gdzie mały bardzo przeżywał istnienie kaczek i ich wobec niego wyniosłość i nieprzystępność. Kaczki olewają psie umizgi i małemu zostaje jedynie rzucanie tęsknych spojrzeń z mostków. Rekompensuje to sobie katowaniem Gieni na porannych i wieczornych spacerach, znaczy biegają razem za gołębiami. Miałam przemowę na temat odsmyczania małego na podwórku, gołębia przeca żadnego nie złapie, za kotami nie lata bo ma swojego własnego, a biegi za psem w wykonie starszej pani z gwoździowanymi biodrami to proszenie się o nieszczęście.
Mła łaziła nie tylko po zielonym, mła wielokrotnie bywała w mieście, niekoniecznie z konieczności. Spacery po rodzinnym grodzie, rozkopanym jak plaże nadbałtyckie po wyroju grajdolących parawaniarzy, wymagają solidnego skupienia: po pierwsze trzeba patrzeć pod nogi bo pułapki na hohonie są w zdziwnych miejscach, po drugie naprawdę warto przyjrzeć się odnawianym kamienicom, bo jak wiecie architektura miasta Ódź detalem stoi. Mła wylazła poza Piotrkowską, poszła oblookać odnawianą ulicę Wschodnią i legendarną ulicę Włókienniczą, drzewiej Kamienną, na której to uzębienie po kontakcie z miejscowymi można było stracić szybciej niż na Bałutach, a to coś znaczy. Mła nie ma pojęcia jak tam na Włókienniczej po zmroku, za dnia wygląda tak że na murach kamienic przy niej stojących można pisać "Gentryfikacja Walcząca!". No wicie rozumicie, woonerf i te klimaty.
Stawianie Odzi na nogi, przywracanie blasku jej starej zabudowie potrwa, mła podejrzewa że zdąży przenieść się na tamten świat, zanim na tym poradzą sobie z rewitalizacją architektury i odtwarzaniem ódzkiej zieloności. Mła ma tylko nadzieję że ódzkie parki nie będą odnawiane tak jak nieszczęsny Park imienia Henryka Sienkiewicza. Temu biednemu parku to zrobiono tak jak pan Sienkiewicz wymyślił dla Azji Tuhajbejowicza, czysty sadyzm i zwyrodniałe pomysły. Jak dla mła, pamiętającej stary park, to należałoby go przywrócić w wielu miejscach do stanu sprzed "upiększenia". Mła ma kłopot z tym "upiększeniem" bo wszystko z nim nie tak, a to instalacja nawadniająca wystająca tu i ówdzie bije ją po ślepiach, a to naćkanie zieleniny wygląda jak mokry sen szkółkarza, no i jak już się zdecydowano by w części formalnej postawić białe drewniane ławki, to wypadałoby je konserwować i to często. Może ktoś pójdzie po rozum do głowy i cóś z tym parkiem zrobi, miejmy nadzieję za ułamek tej kasy, która została wydana na "upiększenie".
Mła nie tylko za dnia łaziła do miasta, bywała w nim też wieczorami. Wrzesień był sierpniowy, że tak to określę, więc nocne życie toczyło się po ogródkach. Hym... bujnie się toczyło, mimo cen na które wszyscy narzekali. Mła uważa że stać ją obecnie na miastowego pączka, cena precla to czyste zdzierstwo a piwa to rozbój, nie tylko w ciemną noc ale i w biały dzień. Mła wie że nie jest sprawiedliwa wobec knajpiarzy, dla nich ceny czynszu i energii to mord ze szczególnym okrucieństwem. No cóż, mła ma zobowiązania do spłacania zatem nie ogródkowała, raczej sobie urządzała przechadzki. Kulminacją miejskiego szlajania się od Cio Mary do chałupy mła, był nasz świetlny miejski festiwal. Po nim mła coś poczuła że na jakiś czas ma dość wypraw do miasta, po prostu namiastowała się należycie i może sobie teraz pożyć na własnej dzielni.
We wrześniu z powodu suszy mła nie poświęcała ogrodowi zbyt dużo czasu, ot, tylko kontrolnie zerkała co i jak zbiera się do kwitnienia. Dopiero październikowe deszcze na tyle namoczyły glebę że jest szansa na takie poważniejsze ogrodowanie. Mła zakupiła lepszy sekator ( spoko, po silnej przecenie na wyprzedaży ), bowiem dwa urocze sekatory z rączkami w kfiotki okazały się tak badziewne że mła uznała ich wyprodukowanie za chińską zemstę za wojnę opiumową i inne zachodnie grzeszki. Sprzęt typu patrz na mnie i pod żadnym pozorem nie używaj. Jednakże to nie sekator będzie gwiazdą sezonu jesiennego, mła musi bardzo poważnie popracować szpadlem i widłami. Mam nadzieję że jakoś dam radę i nie padnę na glebę. Żeby się zmotywować do kopania kupiłam troszki cebulek tulipanów 'Blushing Lady', mam zamiar dosadzić je do tych, które już rosną na Suchej Żwirowej, nadal bez żwiru.
No a co u Najmilejszych? W porządku niby, znaczy ogólnie jakby zdrowe, apetyt dopisuje ale powracają i się ciągną problemy z uszami. Mruciu kombinuje na całego coby uszek nie leczyć, za to oskarża madkę że wykrakała ropnie. Madka leczy ale uważa coby nie przeantybiotykować z tym leczeniem ropni, bo jej zdaniem osłabienie organizmu Mrutkowego bierze się od wysięku z ucha i na tym się trzeba z antybiotykiem, antygrzybiczym i antyświerzbowcowym skoncentrować. Mrutek twierdzi że madka jest głupia i podejrzana o wykończenie Babci Małgosi. Madka z kolei twierdzi że Mrutek jest pomawiającym ją chamem i ostatnim śmietnikowcem i jak pyskowanie się powtórzy i będzie gryzienie przy czyszczeniu uszek to Mrutek będzie chodził na smyczy jak Pusiu, któren został zasmyczowany po swojej ostatniej nieszczęsnej wyprawie do śmietnika pod siódemką, po której trzeba go było leczyć z ciężkiego zatrucia. Reszta stada nie wymaga niczego poza profilaktyką, w normie, znaczy jak zawsze roszczeniowe i przekonane o tym że mła jest kelnerką na bankiecie ich życia.
No i to by było na tyle tego meldunku co u mła. Fotki macie zbierane z całego miesiąca września i początku października, W ramach dopieszczenia po niedogodnościowaniu przepis na tort cygański ze starego "Bluszczu". W Muzyczniku "Challa" Panjabi.