Oprócz Śpięcej Królewny, Ich Kociej Niedobrości i Wielkiego Niezadowolnia, Jego Jeżowej Najrzydziurności mła ma pod swoją opieką sukinkulenty, które tyż potrafią jej dać popalić. Po napadach ślimaczych niektóre z sukinkulentów postanowiły się zemścić na mła i zapadły na zgniliznę. Dotyczy to głównie kaktusów, mła musiała im zastosować terapię szokową, znaczy wystąpiła z nożem. Tak się właśnie postępuje z kaktusami, które zapadły na zgniliznę, najsampierw chirurgiczne cięcie nożem, potem parodniowe zasuszanie, ukorzeniacz w ramach wspomożenia, mieszanka gleby do sukulentów i 1/4 piochu, no i próba ukorzeniania. Mła szczególnie zależy na jednym gymnocalycium i na Echinocereus pectinatus var. rubispinus. Niestety nie udało się uratować kaktusa "fakowego", Mammillaria elongata 'Cooper King' poległa, na szczęście jest dość popularna i można ją odtworzyć. Na razie to mła ma na pocieszkę malutkie Neopteria villosa i Mammillaria gracilistexensis. Do jej kolekcji trafił też malutki i taniutki w związku z tym Notocactus uebelmannianus znany też jako Parodia werneri. Uroczy kaktus, dość szybko wchodzący w kwitnienie. Jeśli chodzi o tegoroczne kaktusowe kwitnienia to się szykuje, mła obserwuje budujące się pąki. Insze sukinkulenty mają się w miarę dobrze, niektóre to nawet bardzo, bardzo.
Jeż niestety bardzo niedobry, co mła przypisuje jeżowemu nastolęctwu i zgubnemu wpływowi jaki na niego wywiera Szpagetka. Jej Trójłapność uważa Tego Z Pudełka za swoje zwierzątko domowe, w związku z czym innym kotom nie wolno się do niego zbliżać, za to Temu Z Pudełka wolno wszystko. Jak któreś ze stada okaże zainteresowanie podczas jeżowego spaceru półlegalnego po chałupie, to zaraz wrzask "Nie rusz, on jest prywatny!". Nie ma zęboczynów ale Szpagetka okazuje wyraźne niezadowolnienie i jakby co to chęć do nawalanki u niej spora. Stado nie sprawdza czy Szpagetka przejdzie od grożenie do lania, wszyscy ustępują, nawet Mrutek, który jest zresztą jakby całą sytuejszyn z Tym z Pudełka rozczarowany, bo chyba sądził że Ten Z Pudełka to będzie jeż mięsny, znaczy podkarmimy a potem się urządzi jakieś fajne polowanie, podczas którego Mrutek się wykaże, a potem Tego Z Pudełka się zeżre a Mrutka będzie się chwalić za dzielność. No ale nici z takich planów, bo jeż wchodzi na leżącą Szpagetkę a ona cała szczęśliwa, tylko się rozgląda czy wszyscy widzą że ma własnego jeżyka i nawet słane w kierunku Tego Z Pudełka nie takie jak trzeba spojrzenie może się spotkać z niezadowolnieniem Bogini. Nasz nowy lokator ( człowieka, nie jeża mam tu na względzie ) nie może wyjść z podziwu jak taka mała, kaleka kotka jest w stanie przeganiać insze koty z miejsca na miejsca, ba, jak radzi sobie ze szczekliwą Mery ( Szpagetka imituje jej jazgot, trzeba usłyszeć żeby uwierzyć ). Wytresowała też pieska Gieni metodą niespuszczania z niego wzroku. Biedny Ruki stara się nie patrzeć w jej stronę, trawki ogląda, niebo, inne koty. Na Tego Z Pudełka też nie śmie podnieść wzroku, prywatność Szpagetkowego jeża wisi w powietrzu wraz z ciężkim wzrokiem Szpagetki. A tak w ogóle to Ten Z Pudełka powinien się teraz nazywać Ten Zza Szafki.
Rośnie jak na drożdżach, coraz bardziej przypomina dorosłe osobniki i nawet ostatnio kiedy rezydował na Szpagetce, to ta raczyła zauważyć że jej pupil "chyba ma tłuścizm", znaczy wiercili się oboje zanim nastąpiło właściwe ułożenie i półgodzinna wspólna drzemka, po której Szpagetka poszła się przewietrzyć do ogrodu a Ten Z Pudełka powędrował do swojego talerza bo może co rzucili. Młody bardzo pilnuje pór rzucania co mła martwi, zdecydowanie wolę w jego wykonie napady na dżdżownice i jakieś podejrzane pędraki. Jak dorwie to mlaszcze przy spożyciu, mła się wydawa że to dla niego najlepsza dieta i wogle samo zdrowie. W przyszłym tygodniu postaram się go troszki znaturalizować, najwyższy czas bo on niestety już zaczął wyłazić ze swoich kryjówek kiedy tylko słyszy miauczenia posiłkowe i sprawdza wgapiając się w swój talerzyk, czy aby jego stoliczek się nie nakrył. Może jak się rozeżre porządnie w tych robalach to mu przejdzie ochota na kocie żarełko, które jest "bezwysiłkowe", że tak to określę. Mła nie chce z niego zrobić żadnego oswojonego jeżyka tylko swobodnego dzikiego jeża, takiego easy rider i leśno - polną bestię zbrojną w kolce, postrach ślimaków i bezczelnych pędraków. Na razie wygląda na to że Ten Z Pudełka ma inne plany co do swojej przyszłości ale jest nadzieja że z wiekiem mu przejdą te durne pomysły ( w końcu jest w takim wieku że gdyby głosował to na pewno na Konfę, he, he, he ). Będzie przeca dalej rósł i w końcu Szpagetka też uzna że cóś za duży jak na jej zwierzątko. Mła wtedy odpadnie codzienne sprzątanko po małym brudasie, bo w najgorszym przypadku będzie budkizm a populacja ślimorów będzie żyła w trwodze, co naprawdę będzie satysfakcjonujące.
U Małgoś bez zmian i mła jest z tego bardzo zadowolniona, bo mła wie że zmiana polegająca na poprawie Małgosinego zdrowia to raczej w kategorii cudu a do innych zmian się nie pali. Małgoś śpi prawie bez przerwy ale za to jak się budzi to zainteresowana światem. Koty, jeżyk, psie wizyty, pouczanie w kwestii ogórków małosolnych. Na cały kwadrans nieraz starcza tej energii. Nie jest źle, mimo że życie na jawie zajmuje Małgoś tylko około godziny dziennie. Doktorostwo nadal kiwa głową nad wynikami Małgoś ale nie wspomina już o przetaczaniu krwi, które Małgoś uznała za absolutnie bezsensowne, ba, wręcz oburzające ( "Prawie trupowi będą krew przetaczać a ludzie na operację czekają, bo z taką krwią ciężko" ) i domagające się wyrażenia stanowiska w słowach ostrych. Doktorostwo chciało dobrze, skoro staruszce się udało z paskudnymi wynikami przeżyć to może by ją wzmocnić i wogle. Krzyżówka powinna podtrzymać to uciekające życie, pacjentka zareagować pozytywnie a rodzina być szczęśliwa. W ramach wdzięczności za propozycję terapii Małgoś wylała się do mła że medyczne poszalały, co objawia się sadyzmem - "Będą mnie męczyć jak biednego papieża!". Sprawa została ucięta krótkim - "Nie życzę sobie!" - wyskrzeczanym medycznemu człeku, któren zresztą szybciutko się wycofał, bo chyba zorientował się że nadepnął kobrę.
O ile z Małgoś jest na swój sposób w porządku o tyle w kwestii Włodzimierza, naszego spadku po Ciotce Elce, dobrze nie jest. Był nawiedzany lekarz, jeden, drugi i trzeci i klops. Wyniki paskudne, choć takie bezprzyczynowe, znaczy wykluczone nowotwory, rozedmy, wieńcówka a Włodzimierzowi nie za wiele do wykluczenia pozostało. Skromnym zdaniem mła jak się ma pełną lodówkę żarła a się nie je, kombinuje się jak ludzi unikać, zaleguje się całymi dniami, niczego nie czyta, nie ogląda to wygląda jakby głęboka i cinżka żałoba, która skręca w stronę depresji, wzięła i człowieka przygniotła. Robimy co możemy ale Włodzimierz założył sobie że trza mu jak najszybciej dołączyć do Ciotki Elki i nawet zanęcanie go do żarła przez Ciotczyną córkę nie skutkuje znikaniem rzeczy z lodówki czy obecnością na rodzinnych obiadkach. Kończą się pomysły na wyciąganie Włodzimierza z tego paskudnego stanu, nawet Pan Dzidek przybyły z ćwiartuchną się nie przebił przez ten murek, który Włodzimierz starannie wokół siebie wzniósł. Opiendrole w wykonie Gieni, która Włodzimierza zna od dziecka też nic nie dały, źle to wygląda i mła jest pełna niedobrych przeczuć. Ciężko pomóc komuś, kto pomocy po prostu nie chce, o wiele to trudniejsze niż ratowanie jeża.
Mła się zastanawia czy w przypadku Włodzimierza jest w stanie cóś zmienić, sama nie wiem. Ech... Na szczęście z Cio Mary nie ma tego typu problemów, Cio jest osobą zadaniową i realizuje co tam sobie wytyczyła. Odzyskuje chęć do życia, nawet zamierza odwiedzić miejsce w którym uwielbiali z Wujkiem Jo spędzać urlauby. Tu mła odetchnęła z ulgą. U Mamelona i Sławencjusza też w porzo, choć Sławencjusz musiał ostatnio antybiotyk pobierać ale to taka przejściówka, nic co by spędzało sen z powiek. Tatuś, tfu, tfu, tfu, w miarę dobrej kondycji zarzundza kotem i kurami, oczywiście miał sto porad na temat wychowu jeży. Mła słuchała uważnie bo Tatuś zbierał różne domowe i dzikie sieroty i kaleki, które potem odchowywał, leczył, wypuszczał na wolność jak się dało. Pamiętam przywracanie do życia a potem do dziczyzny jastrzębia, co wymagało takiego zachodu że odchowanie jeża to przy tym picoletto. Zdaniem Tatusia najważniejsze jest żeby jeż przed tegoroczną zimą był należycie utuczony, tucz ponoć sprzyja właściwej hibernacji. Rany, miałam straszną wizję jak wypasiony niegrzeczny jeż lata w grudniu po chałupie a ja wrzeszczę - Proszę natychmiast hibernować! Bo jak nie to... - i w tym miejscu zbrakło mła konceptu. No bo jak nie będzie grzecznie hibernował to co?
Ogród odłogiem leży, mła sprząta chałupę i wyczynowo pierze kordły, poduszki, powleczenie materaca. Schnie to wszystko na dworze, więc takie nieukiszone. Teraz mła powinna wyprasować prasowalne pościele, które tyż w dużej ilości wyprała, ale kombinuje jakby tu tego nie robić. Magiel drogi jak cholera, mła nie lubi nad żelazkiem stać za to lubi jak satynka chłodna wyprasowana, Szpagetka patrzy na mła tak że mła czuje że nielegalne spanie w niewyprasowanej pościółce szkodzi Szpagetce na zdrowie, bo ugniata najsłodsze ciałeczko ale zdaniem mła jak ktoś nielegalnie zalega to nie ma nic do mruczenia ani żadnego prawa do robienia za Kaszpirowskiego. Z planów twórczych mła nic nie wyszło, no chyba że się pod twórczość podciągnie artystyczne odsuwanie mebli by myć porządnie podłogi czy happening z praniem kilimka nadwyrkowego. Hym... coś mało ekscytująco to wygląda ale szczerze pisząc to mła jest zadowolniona z powodu braku silniejszych wzruszeń i tak Włodzimierz niejedzący młowy mózg ugniata. Przy tych praniach, czyszczeniach, rozmowach z kotami i jeżem, gadek do śpiącej Małgoś, mła jakoś łapie równowagę, udaje się jej w miarę normalnie funkcjonować. Domowizna dobrowolnie uprawiana ma w sobie coś kojącego.. No i to by było na tyle. Fotki są domowe a w Muzyczniku śpiewa SZA. Odsapnę i odpowiem na komentarze z poprzedniego wpisu.