W Dalmacji proceder żebractwa uprawiany jest głównie przez koty i ptaki. Wyspecjalizowane grupy podzieliły między siebie teren i nie widziałam by wchodziły sobie w drogę, ba, czasem dzielą się wyżebranym. Koty jak wiadomo nie dość że żebractwo to jeszcze włóczęgostwo, obstawiają najbardziej oblegane miejscówki licząc na to że im więcej ludzi tym większe perspektywy żebracze. No i zawsze w tłumie, jak nie uda się wyłudzić na wdzięk albo litość to będzie można coś podwędzić. Nikt ich nie wygania z uliczek, schodków, ogródków knajpianych. Pojawiają się w określonych porach w określonych miejscach. Mła widziała obstawianie gastro ogródka. Nie odbywało się to cichutko i skromnie, z przemykaniem i przeprosinami za to że istnieję wypisanymi na sznupie. Nic z tych rzeczy. Na bezczela, pewnym krokiem zmierzanie do upatrzonych stolików i bezbłędnie typowanie zarówno zawartości talerza jak i miękkości serca klienta.
Na starówce grasują soliści i duety, na Rivie i plażach gangi. Przy plażach można po liczebności takiego kociego zgrupowania wytypować lokal w którym nieźle dają jeść, koty nie obstawiają byle czego. O dziwo, koty nie pojawiają się koło ribarnicy, chyba jest jakaś niepisana umowa między sprzedającymi a kotami że ekscesy żebracze i złodziejskie nie będą w bezpośrednim sąsiedztwie ribarnicy tolerowane, koty szczwanie siedzą w knajpkach przy targu rybnym, udając że ów targ dla nich nie istnieje. Inną kwestią jest to że ribarnicę obstawiają mewy, mła widziała grupę przestępczą obserwującą z dachu hali wyładunek skrzyń. Rano mła mogła po głośnym mewim skrzeku zorientować czy na targ przywieźli już towar, początkowo brała te skrzeki mylnie za wróżbę nie najlepszej pogody, podczas której ptoszki wolą zacisze lądu. Gołębie oczywiście zagarnęły dla siebie placyki, ich bezczelność dorównuje kociej, mła i Mamelon na własne oczy widziały jak gołąb wlazł był do sklepu a kiedy sprzedawczyni dość energicznie usiłowała go wyprosić to zaczął się pultać że on też klient i ganiać z nią po sklepie. Odniosłam wrażenie że widzowie tego spektaklu cóś bardziej kibicowali nielegalnym poczynaniom gołębia niż jak najbardziej legalnemu działaniu sprzedawczyni. Do nas, do niszy na sąsiedniej remontowanej kamieniczce też przyleciał gołąbek, mła udawała że nie wie o co chodzi, choć ptaszki ciągle coś wyłudzonego żarły na jej ślepiach.
Przy Kantun Paulina ciągle się kręciły jakieś gołębie spoglądające czule na ludzi z bułami i za nic mające przestrogi dietetyków na temat szkodliwego wpływu pożerania pieczywa na gołębie nerki, mła miała wrażenie że to jeden z tej bandy. Otworzyłam okno i cichutko się skradałam żeby nie spłoszyć, bo chciałam się ptoszkowi przyjrzeć. Hym... całkiem się wygłupiłam z tą dyskrecją, mogłabym poprzedzić swoje oglądactwo fanfarami, gołąb nie tylko nie odfrunął, on sprawiał wrażenie czekającego na zaproszenie do mieszkania. Przekrzywił łepek i wyzywająco wgapiał się we mła. Aby uniknąć nachalności wzrokowej ptactwa mła na wszelki wypadek zamknęła okno ćwierkając Mamelonu że duje od morza. Gołąb nadal siedział i nie odpuszczał, a mła nagle sobie uświadomiła że te okienka w starym Splicie to w dużej części takie bez parapetu zewnętrznego. Wcześniej jakby tego widząc nie widziała.
Koty od czasu do czasu przerywają żebraczy proceder, poświęcając się drzemkom w najdziwniejszych miejscach, czasem takich absolutnie zaskakujących i w odczuciu mła nienadających się do drzemania z powodów oczywistych. No bo drzemka w pobliżu parkującego samochodu niebezpieczna ze powodów zrozumiałych dla każdego trzema komórkami mózgowymi i jeszcze kota na straty narażała, bo pod samochodem w czasie kociej drzemki bezczelnie z kociej puszeczki korzystał gołąb. Trza było bliżej puszeczki zalegać, no ale wtedy by się słoneczka nie łapało. Drzemanie na metalowej ramie to zadanie dla kota jogina, kiedy mła wyraziła głośne zdumienie takowymi umiejętnościami drzemiący ledwie otworzył oko, spojrzał na mła z dezaprobatą i odwrócił się na tej ramie tyłkiem do mła. Po wybudzeniu z drzemki koty albo wędrują w tajemnicze miejsca albo natychmiast rozpoczynają proceder jak ten czarno - biały z różowym noskiem, nazwany przez mła Smokingiem.
Niektóre koty nie żebrzą tylko pracują na ulicy. Nie że zaraz prostytucja, nic z tych rzeczy, one po prostu prezentują program artystyczny. W Splicie sporo artystów ulicznych, więc nie ma się co dziwić że niektóre koty postanowiły wybrać tę ścieżkę kariery. Tam gdzie Riva dochodzi do Marmontova i na Trg dr. Franje Tudmana występują Bródka, Hitlerek i Szarak. Spotkać można ich też na Šperunie. Bródka ma zawód z pogranicza, jest bowiem komentatorem politycznym. Zaczyna dzień od towarzyszenia dziadkom czytającym gazetę. Dziadki w pewnym momencie znerwowane psioczą a Bródka towarzyszy im rozdzierając paszcze albo dyskretnie pomiaukując. No włącza się w dyskusję. Po południu Bródka towarzyszy rozmówkom facetów z psami, które to psy zresztą totalnie ignoruje. Wieczorem pojawia się na Šperunie, gdzie w kobodach razem z Szarakiem robią za ABBĘ.
Bródka źle na tym nie wychodzi, jak przyuważycie na nieostrym, niestety, zdjęciu obok, Bródka jest obły. Mła już po pierwszym kontakcie cielesnym ze Smokingiem wiedziała że koty w Splicie się dobrze ustawiły - futerko miękkie, tkanki tłuszczowej pod futerkiem sporo, lęku żadnego i ta roztaczana wokół aura pewności siebie. No wiecie, dam się pogłaskać, możesz pomiąchać, ba, mogę ci nawet pomruczeć o ile dostanę kawałek rybki. Na pewno za to nie dam się wziąć na ręce podstępna porywaczko. Nie rusz bo będę krzyczał że porywają kota a wtedy wyjdą z tych knajpek i ci wtłuką. Hitlerek nie jest taki obły ale on uprawia performance na maskach samochodów, ku uciesze niemieckich turystów - "Wunderbar!" Ma zdawa się dłuższy program ale Mamelon mła zawsze poganiała i mła nie mogła do końca oblookać. Tak w ogóle to Hitlerek jest chyba dziefczynką, mła ją tak nazwała bo podczas występów wydziera się jak Hitler. Hitlerek też zalicza Šperun, pojawia się w towarzystwie kociczki lub kocurka dość do niej zbliżonej urodą. Rano Hitlerek obstawia winiarnię w drodze na Marjan.
Innym rodzajem kotów pracujących są KO - wcy. Te koty o poranku, bez względu na pogodę towarzyszą zwiedzającym, wspierając ich w oglądaniu zabytków, niekiedy robiąc za przewodnika ( "Chodź, chodź, tu za rogiem jest taka fajna starożytna restauracja, jakiegoś cezara tam zabili w pobliżu czy cóś. Chodź, chodź tam podzielne mięsko dają." ). Niektóre pracują nawet w nocy, oprowadzając czy też raczej doprowadzając turystów z Perystylu do restauracji. Oprócz kotów pracujących oczywiście w tychże restauracjach siedzą klasyczne żebraki, które ściągają wieczorami do knajpek. Niektóre koty mają swoje rewiry, których strzegą, tak jak ulubieniec Mamelona Śnieżynek, który obstawiał cały market. Śnieżynkowi to nikt nie śmie podskoczyć, niewinnie wygląda ale jak raz rozpruł japę to kasjerka zostawiła klientkę, kasę i szybko z puszką wyskoczyła żeby Śnieżynek mógł niespiesznym krokiem do żarła podejść i jeść udając że go puszkowe w zęby kłuje.
Koty z plaż jak już wspomniałam działają w gangach, pogłaszczesz jednego zjawia się słodko nachalna grupa z uniesionymi ogonami, która podejmuje działania osaczające. Muszą być bardzo skuteczne bo w koszach na śmieci dużo pustych puszek z kocim żarłem a za kamiennymi murkami miski z wodą, mokrym i suchym zezjodkiem. Futra błyszczące, w niewielu oczkach łzawienie, wydają się zdrowe jak byki. Mła przyuważyła że plażowe jakby bardziej nieustępliwe ale cichsze niż koty miastowe. Może nie muszą zwracać uwagi miauczeniem, tych kocich band przeca nie da się nie zauważyć. Liczne to i wypasione, czujące wyraźnie że w kupie siła. Mła widziała na własne kaprawe ślepia jak załatwiły sprawę nie z pojedynczą turystką a z całą grupką. Na bezczela.
Żebyście nie myśleli że koci proceder żebraczy to tylko tak w Splicie i koty wielkomiejskie się znarowiły. Oto dowody z Trogiru na kocią działalność w bractwach żebraczych.
Przedostatniego dnia pobytu mła zorientowała się jak to jest z tą ich bezdomnością, idąc za kotami do jaskini zbójców. Taa... bezdomne biedaczyny, a te obgryzione kurze uda to przypadkiem przechodziły i straszliwa ostrzeżenie w języku mistrza Williama ograniczające nachalność turystów to tak sobie. Budki i kuwety to dla krasnoludków. Nie wiem jak koty sobie załatwiły w Dalmacji taką pozycję, no ale znikąd się to nie wzięło. Zaczynają robić za turystyczną atrakcję, pewnie zaraz im sodówka do główek uderzy. Przedsiębiorczość ptoków i kotów wstrząsająca, mła już nic w temacie nie zdziwi, nawet Pi na salonach rezydująca.