No to sezon SDB w pełni a mła pokręcona, znaczy dodupnie jest bo tak naprawdę to mła ma podłamkę z powodu zarośnięcia Suchej - Żwirowej. Mła czuje teraz dokładnie to samo co Jane Marple, która przechadzając się po swoim ogrodzie zdawała sobie świetnie sprawę z tego że ogrodnik nie dopieści tak rabat jak ona sama by dopieściła. Mła smuteczek podgryza bo jej maluchy wyrastają z łanów gwiazdnicy i cholernego trawska, mła by chciała z tako szybko pomoco pospieszyć a tu nie nada. Inna sprawa że może to i lepiej że przy tej suszy gleba nie jest perfekcyjnie odchwaszczona, czekamy tego dżdżu jak te kanie. Jak na razie to dżedż jest tylko zapowiadany, z nieba ani kropelki.
Hym... po zapodaniu sobie porannym bielidła i zaparzeniu kawy ubieram się jakbym na Sybir jechała i robię pierwszy poranny obchód z kubkiem w ręku, to tzw. obchód kontrolny podczas którego mła ogląda co też nowego się po nocy zaczęło rozwijać. Wczesnym popołudniem mła ubrana nieci lżej, znaczy tylko wysp półpaścowy w kufajce, mła udaje się z aparatem coby maluchom sesję zrobić. No i to jest niestety całe jej tegoroczne irysowanie esdebiaste. Długiego łażenia, oglądactwa i snucia planów z przymiarkami nie ma. Mła sfoci i karnie wraca do chałupy, gdzie zamiast uroczych irysków SDB pielęgnuje wrednego półpaśca.
Tegoroczny sezon irysów SDB z powodów pozaogrodowych uważam za nieudany. Niesprawiedliwe to wobec moich irysiąt - wiem. Wynagrodzę im to w porze sadzenia.