Dziś zobaczycie ogród, który już nie istnieje. Dawny ogród spiralny w Rosemoor, zasadzony w 1992 roku, zaprojektowany przez Toma Stuarta-Smitha wkrótce po tym, jak posiadłość została podarowana RHS. Teraz w tym miejscu znajduje się stworzony w 2019 roku Cool Garden autorstwa Jo Thompson. Nowego omawiać nie będę, nie widziałam i cóś mła się wydawa że widzieć nie chce. Wystarczy że przeczytałam o odblaskowej, znaczy odbijającej światło, fontannie w kształcie łzy i przepuszczalnym żwirze związanym żywicą, który ma ograniczyć spływanie wód powierzchniowych. Cóś za bardzo nowocześnie jak dla starej mła. Jakoś bardziej się jej podobają gąszcze niż przestrzenie które ogarnia jednym spojrzeniem. A tak właśnie zagęszczony tamten stary ogród był. Mła rozumie że ludzie łakną nowości, zmieniają się tyż warunki klimatyczne ale jakoś jej żal tych starych nasadzeń, nowy ogród tylko na fotkach widziany, dla niej zbyt uładzony, taki "pod linijkę".
W tamtym starym ogrodzie rośliny kipiały, niby nie wychodziły z ram ale człowiek miał wrażenie wręcz niespotykanej żywotności roślin, taka rozbuchana wegetacja była miała miejsce w tym dawnym spiralnym ogrodzie. Mła nie jest wysokiego wzrostu, ot krasnoludek w średniej czapeczce, większość posadzonych bylin była albo jej wzrostu albo i wyższa w związku z tym mła się czuła troszki zdziwnie, mimo tego że rośliny były sadzone tradycyjnie, od najniższych do najwyższych i niby tak być nie powinno. Myślę ze to wrażenie wynikało z tego że w Devon wszystko osiąga jakieś gigantyczne rozmiary, akanty są jak smoki, dzwonki kremowe Campanula lactiflora bujają prawie tak jak w rodzimej Turcji a o przetacznikowcach Veronicastrum to już nie ma co wspominać - potwory. Bliżej środka ogrodu to się uspokajało - krzewy santoliny, lawendy czy pięciornika były hym... rozsądnych rozmiarów.
Ogród był obsadzony bardzo różnorodnie choć oczywiście były rośliny które tworzyły spore grupy w poszczególnych nasadzeniach i że tak określę, łączyły ogród. Zazwyczaj bardzo niepozorny i jakoś nieszczególnie lubiany przez ogrodników pięciornik krzewiasty Potentilla fruticosa robił tu niesłychanie dobrą robotę. Był świetnym tłem dla bylin o większych kwiatach, swoją formą trzymał strukturę rabat i generalnie porządkował i uspokajał to rozszalałe bylinowisko. Lawendy i prześliczne santoliny w odmianie o kwiatach kwitnących kremowo wspomagały te pięciornikowe działania, jednakże nie były tak wszędobylskie jak nasadzenia z pięciornika. Wszystkie pięciorniki posadzone w ogrodzie spiralnym miały pastelowe kwiaty - biele, słodkie łososiowe różyki, koglo - moglowy odcień żółci. Prześliczne to było, choć przecież roślina nie uchodzi za ogrodniczy rarytas aż się chciało pięciorniki sadzić.
Oprócz pięciornika masowo rosły tam paskowane miskanty, chyba 'Morning Light' i hortensja drzewiasta Hydrangea arborescens 'Annabelle'. Dzięki nim ten ogród wydawał się świetlisty. Pełno też było bodziszków, różnych i różnistych - od himalajskich Geranium himalayense, poprzez bodziszki krwiste Geranium sanguineum o kwiatach pastelowych i bodziszki oksfordzkie Geranium oxonianum po wielkokwiatowe mieszańce. Było też całkiem sporo kocimiętek, których mła ze zrozumiałych względów nie może uprawiać, jak i różnych rodzajów szałwii. Mła się przyzna że najbardziej w oko wpadła jej akurat ta szałwia, która w naszym klimacie sobie nie poradzi. Mła nie jest pewna czy nawet w ciepłym Devon nie traktują jej jak rośliny sezonowej. Cóż, człowiek kuszą zazwyczaj te rośliny, których nijak uprawiać u siebie nie może.
To już wszystko co dla Was mła przygotowała na dziś. Mam nadzieję że kolejny zimowy dzień dzięki ogrodowym fotkom zrobił się troszki bardziej znośny.