Łańcut powstał na terenach podarowanych w 1346 roku przez Kazimierza Wielkiego za zasługi Ottonowi z Pilczy herbu Topór, dziadkowi przyszłej królowej Polski Elżbiety Granowskiej, trzeciej żony Władysława Jagiełły. Lokacja I tak Pilceccy oprócz zagospodarowanych ziem śląskich dostali coś co dopiero trzeba było kolonizować. No to kolonizowali, w 1349 roku z nadania Władysława Opolczyka powstało miasto na prawie magdeburskim, do którego król sprowadził osadników z bawarskiego Landshut którzy wraz z niezbędnymi dla kolonistów umiejętnościami przywieźli też nazwę rodzinnej wsi ( coś jak Strażnica ), którą z czasem zaczęto nazywać bardziej miękko, ze słowiańska - Łańcut. W rodzinie Pileckich dobra te były do roku 1586. Później przeszły w ręce rodu Stadnickich, którzy w 1629 sprzedali je Stanisławowi Lubomirskiemu. Po śmierci Elżbiety Lubomirskiej w 1816 roku spadkobiercami dóbr zostali jej wnukowie z rodu Potockich. Ostatni hrabia Potocki opuścił Łańcut w 1944 roku. Pierwsi Żydzi w Łańcucie pojawili w XVI wieku, pierwszym znanym z dokumentów żydowskim mieszkańcem był ktoś określany Abre Judei. Zapis na jego temat pochodzi z 1554 roku,a już w roku 1566 społeczność żydowska w Łańcucie liczyła trzydzieści osób. To była dostateczna ilość Żydów żeby można było stworzyć kahał, gminę ( pierwszy zapisek na jej temat to rok 1563 ). Czy Żydzi mieszkali w samym Łańcucie nie jest pewne, pewnym za to był przywilej jaki nadano miastu - de non tolerandis Judeis, zakaz mieszkania w nim Żydów. Przywilej niby był jednakże z jego przestrzeganiem był zawsze problem, zatem już w 1593 roku Żydzi po przerwie w latach 1571 - 1592 pojawiają się jako płatnicy miejskich podatków. Mieszkali w Łańcucie mimo że nie były to czasy łatwe dla miasta - w wyniku różnych zatargów a także z powodu najazdu Tatarów zostało niemal wielokrotnie obrabowane i niemal zupełnie spalone w pierwszych dwudziestu latach XVII wieku.
Za czasów Stanisława Lubomirskiego jest już znacznie lepiej, gmina się rozrasta - liczy już ponad sto osób. Z czasem Żydzi kupują lub przejmują za długi domy w mieście, nabywają parcele na których stawiają nowe budynki, Pierwsza wzmianka o żydowskim cmentarzu jest datowana na rok 1671. Wiemy że na miejscu obecnie stojącego budynku, przed rokiem 1648 istniał drewniany budynek synagogi. Najprawdopodobniej budynek mógł być uszkadzany podczas licznych pożarów które trapił wzniesione w dużej części z drewna miasto. W roku 1695 miasto nawiedził jedn z groźniejszych, w roku 1706 z kolei przez Łańcut przeszła zaraza. Jednakże miasto się nie wyludniało, wprost przeciwnie, ludność żydowska chętnie w nim się osiedlała i nabrało ono dla niej szczególnego znaczenia. W roku 1707 w Łańcucie odbył się Waad Arba' Aracot, za łaskawym zezwoleniem Franciszka Lubomirskiego. To było wielkie cóś dla miasta, Łańcut stał się dla Żydów magnesem. Co prawda Franciszkowi na pewien czas łaskawość przeszła, wywalił Żydów z miasta, ale to chyba dlatego że mu się cóś z główką porobiło w wyniku czego sam się ze świata sprzątnął w 1712. Jego następca, dalszy krewny Teodor, wydał przywilej i Żydzi do miasta wrócili bowiem to się po prostu Lubomirskim opłacało. W roku 1716 kolejny raz drewniana synagoga spłonęła, odbudowaną ponownie pożar strawił w dość szybkim czasie więc kahał postanowił postarać się o zgodę na wzniesienie synagogi murowanej. W roku 1761, za czasów rabina Mosze Zwi Hirsz Meizlicha, Stanisław Lubomirski wyłożył kasę i powstał budynek który przetrwał do dnia dzisiejszego. Po roku 1760 w mieście ruch chasydzki miał się świetnie, zwolenników Haskali nie było zbyt wielu, zatem synagoga została wyposażona w program ikonograficzny ściśle powiązany z chasydyzmem i jego rozumieniem judaizmu.Wbrew temu co piszą w wielu miejscach w necie, nowa synagoga nie powstała w miejscu starej drewnianej a obok niej. Wnętrze wzniesionej w stylu późno barokowym synagogi składa się z czterech pomieszczeń: we wschodniej części budynku znajduje jednoprzestrzenna sala modlitw ( przeznaczona jedynie dla mężczyzn )o wysokości dwu kondygnacji, od zachodu przylega do niej przedsionek i sala kahalna, zwana Salą Lubelską ( umieszczona po południowej stronie przedsionka ), nad przedsionkiem i salą kahalną mieści się babiniec ( do którego prowadzi klaka schodowa przybudowana do elewacji zachodniej babiniec wysoko okienkami odgrodzony coby się męski wzrok z kobiecym nie stykał podczas czytania Tory ). Niegdyś przy północnej ścianie sali modlitw stał drugi babiniec, wzniesiony z drewna ale spłonął w pożarze podczas wojny. Wystrój synagogi zachował się w trzech pomieszczeniach: przedsionku, sali męskiej i sali kahalnej,a jego obecny stan jest wynikiem prac konserwatorskich. Co wiemy o powstaniu wystroju? Pierwsze malowidła w sali modlitewnej powstały w drugiej połowie XVIII wieku, kolejne w połowie XIX wieku. W roku 1896 przy okazji remontu synagogi poddano renowacji i uzupełnieniom malowidła. W 1906 roku uzupełniono malowidła na ścianach bimy, podwyższenia na środku synagogi na którym odczytuje się słowa Tory. Kolejne prace przeprowadzano w latach 1909-1910 i w roku 1912. Po pożarze wojennym i zamienieniu budynku synagogi na magazyn zbożowy, który istniał aż do roku 1957, stan malowideł jak i budynku był tak tragiczny że postanowiono budynek rozebrać. Ostał się bo miejscowy lekarz, miłośnik historii regionu się uparł i poruszył kogo trzeba. Pierwsze prace konserwatorskie "na poważnie" przeprowadzono w latach 1984 - 1989. Synagoga nie była jedyną synagogą w Łańcucie, w latach osiemdziesiątych XIX wieku chasydzi z Dzikowa wznieśli własny budynek, który nie przetrwał wojny. Dobra, to były "twarde dane" co do okoliczności wzniesienia w tym miejscu takiej a nie inszej budowli, podkład ogólny i bardziej konkretny a teraz do wrażeń.
Mła po otwarciu drzwi została uderzona kolorem. Kiedy z gęby jej się wyrwało och to zaraz została uderzona akustyką pomieszczenia. Mła się nie dziwi że kantorzy kochają śpiewać w tej synagodze, głos niesie potężnie w sali. Dźwięk odbija się ścian i wnęk w nich umieszczonych i dochodzi w sumie zewsząd, wrażenie jest niesamowite. Wielu pewnie tego nie słyszy albo też nie zwraca na to po prostu uwagi ale mła od czasu wizytacji jednej z sal Rezydencji w w Würzburgu jest na to wyczulona. Sala jest jasna, mimo tych kolorów na ścianie i rozmiarów bimy. Jest wysoka bowiem budynek synagogi jest o wiele większy niż się wydaje. Jak wiadomo żadna świątynia innego wyznania niż katolicyzm wznoszona w mieście Korony nie powinna była być wyższa do fary, ale od czego kiepełe - trza się wkopać to budynek niby będzie niższy ale jak się dobrze tę wysokość policzy. Taa... Skala to jedno co robi wrażenie ale mła skala doprawiona kolorem nieco mła zgłuptała. No bo sala jest cudownie błękitno - zielonawa z naciskiem na błękitno, no bo nie jest jest to błękit oczywisty. Dwie pasy koloru zielono - błękitnego i błękitu skojarzyły się mła z wersetem z Księgi Tobiasza "Bramy Jerozolimy będą odbudowane z szafiru i szmaragdu". Sala jest dobrze doświetlona więc te Bramy Jerozolimy w masie pasą oczy. Na tle wyżej umieszczonego błękitnego pasa namalowane kolumienki, hym... w stylu "swojskiego iluzjonizmu", które wspierają ornamentalny fryz nad wydatnym gzymsem kordonowym. Profilowania gzymsu podkreślono różnymi kolorami i to tak coby oczy rwało. Nie że jarzeniówa ale mła znów się kamienie z Ofiru i inne takie przypomniały. No wiecie, choszen, kapłański naszyjnik - "Zrobisz też napierśnik wyroczny ( ... ) Zrobisz go ze złota, z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu i ze skręconego bisioru ( ... ) Osadzisz na nim zestaw z drogich kamieni w czterech rzędach: pierwszy rząd to rubin, topaz i szmaragd; drugi rząd to karbunkuł, szafir i beryl. Trzeci rząd to opal, agat i ametyst. Czwarty rząd to chryzolit, onyks i jaspis. Osadzone będą w oprawach ze złota. A kamieni tych będzie, według imion synów izraelskich, dwanaście..."
Kiedy mła z lekka ochłonęła z zanurzenia w chagallowych kolorach i zaczęła przyglądać się bliżej dekoracjom, polichromowanym sztukateriom wdzięcznie na ludową modłę naśladującym barokowo - rokokowe ozdóbstwa kościołów i pałaców, malowanym archiwoltom i lizenom, płycinom arkad na których wypisano słowa modlitw wraz z nazwiskami fundatorów, wręcz zszokowało ja bogactwo form jak i zapożyczenia których nie spodziewała znaleźć się w synagodze. Wiecie, winorośl bujna jest zrozumiała, pojawianie się motywu korony tyż jak najbardziej oczywiste ( częste motywy w synagogach nawiązujące do literatury rabinicznej - korony Tory, kapłańskiej, królewskiej i dobrej sławy ), pary zwierząt czy też cztery zwierzęta symbolizujące boskie cechy ( "... śmiały jak lampart i lekki jak orzeł, rączy jak jeleń a silny jak lew" ) znane z kart Miszny znalazły się na właściwym miejscu no ale co tam robią lisy, wiewiórka i któś wyglądający jak maltańczyk, który chyba jest owieczką? Im bardziej mła się przyglądała tym było zdziwniej i zdziwniej, jakby rzekła Alicja, która podróżowała po Krainie Czarów. Jest całkiem przyziemny zwierzyniec, z niedźwiedziami, jeleniami, żurawiami, zającami, jest też zwierzyniec nie z tej Ziemi, z jednorożcami, gryfami i takimi co do których mła ma tylko podejrzenia kim mogą być.
Kiedy mła zoczyła koguta któren wyglądał jakby uciekł z obrazu Chagalla do mła dotarło że oto trafiła do miejsca, gdzie krowy mogą latać porykując do kóz i koni i nie jest to nic dziwnego bo nowożeńcy tyż mają u "Widzącego z Witebska" prawo latać. I wszystko ma prawo wibrować kolorem i lśnić. W końcu jesteśmy w świecie chasydów, gdzie rzeczywistość jest tylko znakiem i emanacją Ha Szem i nie podlega żadnym prawidłom oprócz zamysłu samego Ha Szem, który jest światłem, kolorem, czasem i jeszcze paroma innymi zjawiskami.Jak się bliżej przyjrzycie koło koguta pod którym inskrypcje zatarł czas ( i mła pozostała nieświadoma co w też mądrych księgach na temat koguta zostało napisane ) jest wizerunek instrumentów. Tak, tak "Chwalcie go na głośnym rogu, chwalcie go na harfie i cytrze", wszystko się zgadza, instrumenty na swoim miejscu. Mła troszki uspokojona namiastką znajomej logiki w świecie logiki jej nieznanej polazła oglądać bimę, umieszczoną pod murowanym "baldachimem" z wewnętrznym kopulastym sklepieniem, wspartym na czterech grubaśnych a wysokich kolumnach. W kopułce ludowa wersja malarstwa iluzjonistycznego, Lewiatan połyka własny ogon a statki unoszą się na wodzie którą od nieba po którym fruwają ptaki oddziela tylko szczupacze ciało. Cóś absolutnie odjechanego! Lewiatan wygląda jak kandydat na szabasową gefilte fish w szczupaczej wersji, statki jakoś tak dziwnie mła się z ptokami myliły a wszystko znikało w niebie, w błękitno - różowym niebycie i tylko przyciężki Lewiatan nigdzie nie leci bo robi za symbol początku i końca. Na baldachimie to nie koniec zabaw z formą i treścią.
Mła rozbawił sposób poradzenia sobie z zakazem tworzenia wizerunków, którym należałoby oddawać cześć. Zgodnie z zakazem Pana Msty nie wolno było ich czynić, zwierzakom czci oddawać nie trzeba, roślinkom takoż, litery są święte same z siebie ale to insza sprawa bo one odbiciem symbolicznym, znakiem, natomiast jak tu przedstawić człowieka który został stworzony na boże podobieństwo. Hym... najlepiej go zasugerować, na ten przykład rączkę albo nóżkę umieścić, wszak to nic zdrożnego, ot fragment, żadna tam boska całość z tchniętą duszą. No i tak baldachimowy waż kusi głównie rączkę, bo to ona sięga po owoc zdecydowanie bardziej przypominający gruszkę niż jabłko, by zerwać z najniższych gałęzi. Nóżki wyglądają na zdecydowanie niewinne. Na fotce powyżej dwa męskie torsy z rękami kręcą się koło płonącego stosu. jeden jest niebezpiecznie uzbrojony w siekierkę. Zważywszy na towarzystwo baranków to mła się wydawało że to Abraham i Izaak, ale pewna nie była Baranki są ale anioła nie widać. Z drugiej strony przeca nie można anioła przedstawiać bo ten to jest dopiero boża emanacja. Po drugiej stronie baldachimu jest scena bardziej pasząca do historii ofiary Izaaka - bezgłowa postać w błękitnym ubabranku usiłuje złożyć w ofierze bezgłowe dziecię. Zamiast anioła z chrześcijańskich przedstawień z drzewa wychyla się łapka wyrywająca nóż z reki Abrahama. Hym... wychodzi na to że ten tors z siekierką to Kain polujący na Abla. Skrzynka pływająca po dużej ilości wody i gołębica była oczywista - mła odkryła na baldachimie Arkę Noego.
Ikonografia baldachimu stała się trudna do rozgryzienia kiedy mła zobaczyła dwie wieże przypominające troszki te z łańcuckiego zamku. Zadanie prawie tak ciężkie jak to dlaczego jelenie od Izaaka i Arki Noego mają rybie gony. Po drugiej stronie mła rozpoznała menorę, siedmioramienny świecznik z świątyni jerozolimskiej ale to cóś zdziwnego przedstawione obok dało jej do myślenia. Mła dopiero w domu wynalazła że to najprawdopodobniej stół na chleby pokładne, tylko dlatego że inskrypcja nad to "I będziesz kładł na tym stole chleby pokładne". Lepiej mła za to poszło ze znakami zodiaku. Co prawda co i raz obraz z zodiakalnymi znanymi powszechnie symbolami zestawiony jest z obrazem nietypowego zwierzęcia ale to przez to że mamy do czynienia z nieco innym sposobem przedstawień ograniczonych religijnymi wymogami, np. ze względów oczywistych niemożliwe jest ukazanie pełnej sylwetki ludzkiej dlatego miesiąc Siwan, kiedy słońce jest w znaku Bliźniąt, został zobrazowany za pomocą dwóch gołębi. Miesiąc Kislew, kiedy słońce jest w znaku strzelca to przedstawienie kuszy ( ostatnia duża fotka u góry ), Elul, miesiąc którym rządzi Panna, przedstawiony został za pomocą dłoni trzymającej kwiat. Dziwne jest przedstawienie miesiąca Szwat, pod znakiem Wodnika - studnia z żurawiem, ale najdziwniejszy jest niewątpliwie obrazek przedstawiający miesiąc Tamuz, kiedy słońce jest w znaku Raka - piękny, wypasiony krokodyl! Nie jedna to zagwozdka, przy jednych ozdobnych wazonikach z kfiotami mła miała wrażenie że oto widzi ananasy.
Czy to możliwe? Malatura sali modlitewnej była tworzona przez prawie 170 lat, olbrzymia część ikonografii powstała w drugiej połowie XVIII wieku. Jednakże sporo namalowano na ścianach synagogi po połowie XIX wieku. Mła co prawda rzekome ananasy wydają się wcześniejsze ale kto wie? No i to tyle wrażeń z synagogi, dla mła najjaśniejszego punktu całek wycieczki. Pięknych i uroczych miasteczek w kraju attyki renesansowej całe mnóstwo, kościołów starych a dostojnych takoż, pańskich rezydencji też nie jest aż tak mało ale taka prawdziwie stara chasydzka barokowa synagoga ostała się tylko jedna. Inne jej siostrzyce wypalone czy po prostu zniszczone, w najlepszym wypadku są pustymi skorupami. A tu na ścianach nadal fruwają ptaki, przechadzają się jelenie, ryczą lwy i gryfy. Coby Wam się nastrojowo czytało w muzyczniku chazan ( kantor ) śpiewa modlitwy Szema - Kolenu - "Usłysz nasz głos, Panie Boże nasz; oszczędź nas i zmiłuj się nad nami i przyjmij nasze modlitwy z miłosierdziem i łaską." To część liturgii święta Jom Kipur, najświętszego ze wszystkich żydowskich świąt. Następna jest Awinu Malkenu odmawia się od Rosz ha Szana do Jom Kipur, to nic innego tylko "Ojcze nasz". Troszkę inne słowa, sens podobny.