Madka wycina bukszpany a Szpagetka, Mrutek i Okularia przeszkadzają jak się tylko da ( jak się nie da to choć usiłują przeszkadzać ). Sztaflik prowadza się z Pasiakiem i przeprowadzają przy gołębiowym stanowisku długie męskie rozmowy ( mła słyszy ich fragmenty ). Szpagetka podjada coraz lepiej ale leczenie nie jest jeszcze skończone. Niedługo trza robić czyszczenie kłów, nie wiem jak Jej Niełaskawość to zniesie. Jednak kamor na zębach zdjąć trzeba bo to źródło infekcji a Szpagetka na sezon zimowy, kiedy nie można dochodzić do się na słoneczku, rezydować w ogrodzie i w ogóle mieć się ku lepszemu, musi być dobrze przygotowana. Wystarczy nam problem z nóżką drutowaną, po co jeszcze gardzioło ma być narażone czy uszka. Jak na razie madka przewidując naburmuszenia w niedalekiej przyszłości, ustępuje małej małpie na każdym kroku ( żarełko przynoszone do ogrodu, Jej Leniwość nawet nie wstaje do michy tylko zajada w pozycji półeżącej, dopiero Mrutkowe "rabladorowanie" ( takie podskoki jakie psy wykonują biegnąc w wysokich trawach ) stawia ją na nogi bo jak wiadomo w ogrodzie się wypoczywa a nie "rabladoruje" i trza gnojka nauczyć czyli się za nim wypuścić na trzech łapach ze skrzekiem bojowym.
Mrutek ucieka, potem wraca "rabladorując" , Szpagetka skrzeczy a potem im niespodziewanie mija i razem łapią fruwające owady. Kiedy wtacza się Okularia Mrutek ją napada a Szpagetka skrzeczy na mła żeby napadła Mrutka. Ech, gry i zabawy towarzyskie, fête galante. Mła usiłuje cichutko zniknąć im z pola widzenia i zabrać się do wycinki bukszpanów ale ledwie cóś tam ruszy a entreprise élégante już się koło niej kręci. Cud że madka wycięła całkiem sporo bukszpanowych krzewów. Z kotami kręcącymi się pod nogami, włażącymi na plecy i rozkazująco skrzeczącymi. Kiedy tylko mła wyłazi na chwilkę z ogrodu oderwani od śledzenia gołębi Sztaflik i Pasiak biegną do domu aż się kurzy rycząc "Jeść!". Zdaje się że śledzenie gołębi pobudzająco działa na apetyt. Mła zamiast robić sobie kawkę odprężającą na szybciora ładuje żarło do misek ( nawet Szpagetka czuje się na tyle zdrowo żeby sobie nie darować przetestowania mła na okoliczność bycia najszybciej ładującą kocie żarło do michy ). No cóż, pańcie i madki wielkotne majo przerąbane. Odpuszczam kawkę i kiedy one zajęte chlaniem dyskretnie ulatniam się do Alcatrazu coby bukszpanowe korzenie w spokoju wykopać.
Robota straszna bo bukszpany były wieloletnie, staruszki, które jeszcze Stryj Mieczysław sadził. Strasznie mi ich żal ale nie ma zmiłuj. Takie chynchory stać nie mogą bo ani to miłe dla oka ani dla Alcatrazu niedobre bo nie wiadomo co wraża ćma zwabiona bukszpanem jeszcze wpieprzy. Zwijać się muszę na szybciorka zanim znów przylezą koty z propozycjami typu; syp przede mną kwiatki ( Szpagetka ), mów mię Carewicz ( Mrutek ), mogłabyś mię znaleźć jakiegoś porządnego kawalera, najlepiej to rudego maine coona ( Okularia ). Na ryki i gulgotania dobiegające z Podwórka ( Sztaflik i Pasiak ) mła ledwie co zwraca uwagę ale na trójkę rezydującą w Alcatrazie tak nie zwracać uwagi się po prostu nie da. Nadal biję się z myślami co posadzić na miejscu pobukszpanowym, okazało się że to jest znacznie więcej przestrzeni niż mła sądziła ( wicie rozumicie - złudzenie apteczne, bukszpany rosły i mła się wydawało że to metr szerokości co najwyżej, a to znacznie więcej ).
Cóś mła się zdaje że będą przemeblirowki ogrodowe a nie kupowanie nowych roślin. Chyba przesadzę kalinę japońską która niezbyt dobrze sobie radzi na dotychczasowym ( hym... książkowym ) stanowisku. Za mocno nie urosła i nie powinno być z przesadzaniem jej żadnego problemu. Zastanawiam się też nad oczarami, też specjalnie nie ruszyły i przeprowadzka nie powinna być ani kłopotliwa dla nich ani dla mnie. A może przesadzę na to nowe miejsce azalki? Środek dawnego stanowiska bukszpanowego mogłabym obsadzić japońskimi karzełkami azalkowymi, one u mnie całkiem przyzwoicie rosną. No i wówczas mogłabym przesadzić w azaliowe okolice niektóre z moich "leśnych" bylin. Przy azalkach sadzić prosto nie jest ale cóś bym wykombinowała. Jest nad czym myśleć podczas bukszpanowych wykopków.
Na porządkach z bukszpanami cięcie się nie skończy, wczoraj musiałam dać trochę światła rodkom i paprociom ( wbrew powszechnej opinii rodki wcale nie lubią bardzo głębokiego cienia, najlepiej rosną w rozproszonym półcieniu, tak samo jest z większością paproci ). Dać trochę światła oznaczało przyniesienie drabiny. Oczywiście domyślacie się kto był z mła na drabinie i ryczeniem zachęcał ją do pracy! Nawet inwalidka się poświęciła i wlazła choć ciężko jej szło! Szczerze pisząc to myślałam że zejdę po tym podcinaniu jesionkowych i klonowych gałęzi, nawet nie tyle z wysiłku co ze stresu. No bo wiecie jak któś po mła stojącej na drabinie usiłuje wleźć na drzewo to jest to stresogenne ( mła to wczorajsze cięcie z drabiny jeszcze dziś przeżywała ). Nie do uwierzenia że Mrutek jeszcze niedawno bał się wchodzić na podwórkową robinię zwaną akacją. Teraz to on jest orłem i sokołem a jak się da to nawet sępem.
Dzisiejsze fotki są z Alcatrazu, na pierwszej jest zaspana i pełna pretensji Szpagetka a na drugiej śledzący kumara Carewicz Mrutek. Jest nawet muzyczka, bo cóś nam się od życia po tej wycince należy. Rytmy latynosko - celtyckie, czyli Salsa Celtica.
Mrutek ucieka, potem wraca "rabladorując" , Szpagetka skrzeczy a potem im niespodziewanie mija i razem łapią fruwające owady. Kiedy wtacza się Okularia Mrutek ją napada a Szpagetka skrzeczy na mła żeby napadła Mrutka. Ech, gry i zabawy towarzyskie, fête galante. Mła usiłuje cichutko zniknąć im z pola widzenia i zabrać się do wycinki bukszpanów ale ledwie cóś tam ruszy a entreprise élégante już się koło niej kręci. Cud że madka wycięła całkiem sporo bukszpanowych krzewów. Z kotami kręcącymi się pod nogami, włażącymi na plecy i rozkazująco skrzeczącymi. Kiedy tylko mła wyłazi na chwilkę z ogrodu oderwani od śledzenia gołębi Sztaflik i Pasiak biegną do domu aż się kurzy rycząc "Jeść!". Zdaje się że śledzenie gołębi pobudzająco działa na apetyt. Mła zamiast robić sobie kawkę odprężającą na szybciora ładuje żarło do misek ( nawet Szpagetka czuje się na tyle zdrowo żeby sobie nie darować przetestowania mła na okoliczność bycia najszybciej ładującą kocie żarło do michy ). No cóż, pańcie i madki wielkotne majo przerąbane. Odpuszczam kawkę i kiedy one zajęte chlaniem dyskretnie ulatniam się do Alcatrazu coby bukszpanowe korzenie w spokoju wykopać.
Robota straszna bo bukszpany były wieloletnie, staruszki, które jeszcze Stryj Mieczysław sadził. Strasznie mi ich żal ale nie ma zmiłuj. Takie chynchory stać nie mogą bo ani to miłe dla oka ani dla Alcatrazu niedobre bo nie wiadomo co wraża ćma zwabiona bukszpanem jeszcze wpieprzy. Zwijać się muszę na szybciorka zanim znów przylezą koty z propozycjami typu; syp przede mną kwiatki ( Szpagetka ), mów mię Carewicz ( Mrutek ), mogłabyś mię znaleźć jakiegoś porządnego kawalera, najlepiej to rudego maine coona ( Okularia ). Na ryki i gulgotania dobiegające z Podwórka ( Sztaflik i Pasiak ) mła ledwie co zwraca uwagę ale na trójkę rezydującą w Alcatrazie tak nie zwracać uwagi się po prostu nie da. Nadal biję się z myślami co posadzić na miejscu pobukszpanowym, okazało się że to jest znacznie więcej przestrzeni niż mła sądziła ( wicie rozumicie - złudzenie apteczne, bukszpany rosły i mła się wydawało że to metr szerokości co najwyżej, a to znacznie więcej ).
Cóś mła się zdaje że będą przemeblirowki ogrodowe a nie kupowanie nowych roślin. Chyba przesadzę kalinę japońską która niezbyt dobrze sobie radzi na dotychczasowym ( hym... książkowym ) stanowisku. Za mocno nie urosła i nie powinno być z przesadzaniem jej żadnego problemu. Zastanawiam się też nad oczarami, też specjalnie nie ruszyły i przeprowadzka nie powinna być ani kłopotliwa dla nich ani dla mnie. A może przesadzę na to nowe miejsce azalki? Środek dawnego stanowiska bukszpanowego mogłabym obsadzić japońskimi karzełkami azalkowymi, one u mnie całkiem przyzwoicie rosną. No i wówczas mogłabym przesadzić w azaliowe okolice niektóre z moich "leśnych" bylin. Przy azalkach sadzić prosto nie jest ale cóś bym wykombinowała. Jest nad czym myśleć podczas bukszpanowych wykopków.
Na porządkach z bukszpanami cięcie się nie skończy, wczoraj musiałam dać trochę światła rodkom i paprociom ( wbrew powszechnej opinii rodki wcale nie lubią bardzo głębokiego cienia, najlepiej rosną w rozproszonym półcieniu, tak samo jest z większością paproci ). Dać trochę światła oznaczało przyniesienie drabiny. Oczywiście domyślacie się kto był z mła na drabinie i ryczeniem zachęcał ją do pracy! Nawet inwalidka się poświęciła i wlazła choć ciężko jej szło! Szczerze pisząc to myślałam że zejdę po tym podcinaniu jesionkowych i klonowych gałęzi, nawet nie tyle z wysiłku co ze stresu. No bo wiecie jak któś po mła stojącej na drabinie usiłuje wleźć na drzewo to jest to stresogenne ( mła to wczorajsze cięcie z drabiny jeszcze dziś przeżywała ). Nie do uwierzenia że Mrutek jeszcze niedawno bał się wchodzić na podwórkową robinię zwaną akacją. Teraz to on jest orłem i sokołem a jak się da to nawet sępem.
Dzisiejsze fotki są z Alcatrazu, na pierwszej jest zaspana i pełna pretensji Szpagetka a na drugiej śledzący kumara Carewicz Mrutek. Jest nawet muzyczka, bo cóś nam się od życia po tej wycince należy. Rytmy latynosko - celtyckie, czyli Salsa Celtica.