Za mła naprawdę intensywny początek tygodnia, mnóstwo roboty musiała odwalić i jeszcze była u Małgoś - Sąsiadki tzw. skromna impreza ( znaczy nie było stadnego spędu za to goście przychodzili i wychodzili przez cały dzień ). Po skromnej imprezie Małgoś odleciała a ja ledwie dycham. Następna taka biba za rok, choć Małgoś coś dziś brzdękała że to imprezowanie jest bardzo męczące i ona może jednak kipnie coby uniknąć powtórek. Pogrzeb jak stwierdziła będzie dla niej mniej absorbujący. Taa... nie ma to jak radosne rozmówki urodzinowe z wiekową jubilatką, tchnie optymizmem po całości. Mła nie dowierza bo Małgoś takie przemowy co roku wygłasza a jak przychodzi co do czego to szykuje się na imprezkę. Małgoś stwierdziła że po imprezie należy nam się odpoczynek i jutro ona zamierza zalegać z książką, gazetami i rzecz jasna z kotami, które zwabi na wątróbkę ( były na imprezie, nawet Pasiak i Epuzer uczestniczyli w tej żarciowej orgii, poczęstunek był z surowej wołowiny, gotowanego indyka i , o zgrozo, bitej śmietany - rzecz jasna pełne zadowolenie było okazane i rzucanie się na żyr jakby od miesiąca na owsiance jechały).
Przed wieczorem mła zaliczyła ogrodowanie ( pielonko ) i zrobiła roślinom małą sesję zdjęciową. Przy okazji pielenia sprawdziła stan irysowych kłączy i z niepokojem zauważyła że te cholerne małpy co pożarły jej bukszpan usiłują się dobierać do innych roślin. Jutro będzie Chemiczny Ali i zamówienie bakterii bo mła lubi bukszpany i zamierza odnowić swoje nasadzenia. I nie będą jej orientalne ćmy ogrodu urządzać i dyktować co omła ma sadzić a czego nie. Mła musi też zrobić cóś ze ślimakami, w straszliwy sposób atakują funkie. Ze zwierzątek niemiłych to mła miała dziś kontakt ze szczurkiem, dzięki kotom. Mła jest wydezynfekowana, koty rozczarowane a szczurek wyniesiony na łąkę. Wiem że szkodnik, wiem że paskud ale zwierz inteligentny i czujący, mła nie mogła ubić. No nie zdołała w sobie wzbudzić morderczych instynktów. Szczurka z fabryki przyniosła Sztaflik, madka musiała z nią dziś przeprowadzić długą rozmowę na temat wychodzenia poza ogród ( i nie ma tłumaczenia że to blisko i w ogóle ) i przynoszenia niemile widzianych zwierząt. Oczywiście Sztaflik udawała że nie rozumie o co kaman.
W Ameryce murzynów biją i mła się w związku z tym zebrało na przemyślenia. Mła uważa że w kwestiach tak delikatnych jak kwestia rasowa czy wyznaniowa trza być szczerym do bólu. Dlaczego? Bo rasizm czy religijny fanatyzm to wrzód a nabrzmiałe wrzody się przecina a nie leczy w inszy sposób bo rozpędzane antybiotykami mają tendencję do nawracania a poza tym nie zawsze antybiotyk skutkuje. Szczerość jest jak skalpel, poprawność polityczna jak antybiotyk o niepewnym działaniu. Mła czuje się jak stara konserwa i mimo tego że razi ją dupkizm tej amerykańskiej parodii prezydenta to całkiem niedaleko jej do tego by przyznać mu rację ( protesty tak, zamieszki nie ). Sorry , jak wyczytałam wieczorkiem że obrabiają sklepy na Piątej Alei bo każdy chce poczuć odrobinę luksusu to mnie wzięło i zatchnęło. Taa... społeczność można ocenić po tym jakich bohaterów sobie tworzy, czarna Ameryka zeszła z poziomu kogoś takiego jak Martin Luter King do poziomu Janosika. Zamieniła człowieka który był twarzą walki o równouprawnienie, głosił równość ras, palnął najlepszą polityczną mowę XX wieku, zapłacił za głoszone poglądy najwyższą cenę, na faceta który był kiepskim koszykarzem, nie najlepszym raperem, kryminalistą bo siedział za rozbój, został ochroniarzem w knajpie i napakowany metamfetaminą i fenatylem udał się w miasto na zakupy gdzie został zatrzymany za posługiwanie się fałszywymi pieniędzmi i uduszony przez nadpobudliwego glinę zapewne dobrze znającego statystki zgonów policjantów zaistniałych w skutek interwencji w tzw. czarnych dzielnicach.
Hym... przypadkowy bohater z którym każdy Afroamerykanin może się identyfikować? Oby nie. Mła dziś sobie musiała bardzo mocno powtarzać że rozrusznik serca dzięki któremu żyje Zosia, mama Doro, wymyślił amerykański murzyn, że na świecie jest jazz - muzyka którą ona uwielbia, że Viola Davis, jedna z jej ulubionych aktorek nie wzięła się z księżyca, że był ktoś taki jak Mary Jackson czy Katherine Johnson i Dorothy Vaughan. Teraz jest pieprzenie o systemowym rasizmie a zdaniem mła prawdziwym największym problemem Afroamerykanów jest to że czarny rasizm ( typ my pokrzywdzeni więc lepsi ) rozwija się w najlepsze w gettach i izoluje tę mniejszość od reszty społeczeństwa. To nie jest tak że wredni są tylko biali, czarni mają też sporo za uszami. Znikąd ta opina o tym że rodzą się już na warunkowym się nie wzięła. Smętne to i mła podejrzewa że źle się skończy bo broń na ulicach zawsze źle się kończy.