Senność, Panie tego, senność po całości. Mła dziś musiała troszki łobowiązków wykonać, ruszyła znaczy przed się w miasto, w urzędy, w płacenia niekoniecznie przez internet itd. . Wszystko pracowe takie trochę na pół gwizdka, półwyczekujące na nie wiadomo co. Tak się kończą karnawały, grajo nie grajo, co dalej z tą imprezą i co robić a czego nie? A wogle to któś podpieprzył kielyszyki i zwomitował w sałatkę! Powolutku ludziów zaczyna nurtować pytanie co to teraz będzie, taki niepokój mła wyczuwa wyzierający zza maseczek. Jeszcze ludziska nie wpadli na to że można zapytać po co w ogóle ta kwarantaniana żaba była jedzona. Na to to wpadną za jakieś pół roku najwcześniej. Oczywiście polityczne nadal szalejo na parkiecie jako te króle balu ale to się nie przełoży jakoś boleśnie na resztę. Mła to wysnuła drogą dekukcji bo real się dziś u nas pojawił bardzo ranną porą w postaci pana Pocztowego, któren przyniósł był świadczenie pieniężne Irence i przy okazji niejako się był wypowiedział wyczerpująco na temat co "one mu mogą" w kwestii pocztyliady zwanej nie wiadomo dlaczego wyborami korespondencyjnymi . No one mu mogą to samo co jeden pan mógł Panu Majstrowi i nie jest to dobre info dla zarzundu. Ja uprzejmie chciałam donieść naszym władzom kochanym i w trójpodziale władz jedynym prawdziwym że stale wśród suwerena powiększa się ilość tych co mają w dupie tzw. uchwały zarzundu, natomiast z utęsknieniem wyczekują kiedy el Dorado, które własnymi ręcami wypracował dla nas nasz nigdy niekłamiący pan premier złotousty ( nie za miskę ryżu bynajmniej ) z naczelnikiem i prezydętem pospołu, sypnie groszem na potrzeby wszystkie. I nie ma że nie ma bo suweren wie z TVP że jest. W zamian za donos oczekuję na wręczenie kfiotka ( goździk sztuk jeden z asparagusem w charakterze tzw. przybrania ) oraz gratyfikację pieniężną ( najlepiej jakieś pińcet z plusem na kota ).
Tyle ze świata. W domu stara bryndza tzn. trza się wziąć za sprzątanie. Najgorsze jest właśnie to że trza się wziąć, branie się mnie jakoś ciężko wychodzi. Bardziej kuszą mła ogrodowe wdzięki, chętniej cóś porobiłaby w Alcatrazie. Tylko że Alcatraz mokry i zimnawy a przez to przeziębialny ( no i bardzo dobrze że właśnie taki, mła to świetnie rozumie że on po suszy musi dojść w spokoju do siebie ) ale dom za to demobilizujący, sennorodny i kuszący wyrem z ułożonymi na nim i upozowanymi w zachęcająco kotami. Z jednej strony mła chciałoby się powieki opuścić i komara przyciąć a z drugiej szkoda jej czasu na chrapanie, coś by zrobiła tylko że to coś nie ma nic wspólnego z braniem się za sprzątanie. Tak szczerze pisząc to w ogóle nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek braniem się . Mła rozbajdana przez kwarantannę niezborna jakaś taka i rozmemłana, jakby jej się przestało chcieć chcenia. Energii jej starcza tylko na to żeby wykonać zadania pieniędzem opłacone a potem z niej powietrze uchodzi jak z przekłutego balona ( no, może nie do końca bo huku nie ma i mła nie lata jak opętana co czasem się zdarza gumowym przedmiotom z których schodzi powietrze, mła tylko zwyczajnie kapcanieje ). Mła zaczyna podejrzewać że to przymus kwarantanniany jej zaszkodził, leń się uaktywnił i teraz mła ma przerzuty. Najgorsze że chyba zaatakowało jej mózg. Jedyne lekarstwo na ten stan rzeczy jakie mła przychodzi w tej chwili do głowy to bolesne i pełne samozaparcia zabranie się do roboty i powrót do nieco zapomnianego rytmu codzienności. Ech... Mła ma dziś dla Was obrazeczki z inszej beczki - japońskie cud dziełka autorstwa ( od góry ) : najprawdopodobniej Hishida Shunso ( drugi obrazek to na pewno jego praca, pierwszy to cóś nie jestem pewna ), Hiroaki Takahashi, Kawanabe Kyosai. No i ma Kalinowe piosenki. One, te piosenki, są takie trochę jak mła dziś, sprzeczności pełne.