A ja mam swój intymny koci świat. Cztery kocie księżyce dają swojej pańci w zad! Znaczy robio co mogo żeby mła się nie nudziła. Mła co prawda nie wie jakim cudem by się jej mogło udać wkrojenie jakiejś chwilki na to żeby się choć trochę ponudzić ale one tak prewencyjnie, te moje koty dla mła zajęć szukajo. Szpagetka zwana obecnie Baby Yoda leczy ogon po wypadku. Część włosków u nasady ogona już odrasta ale część z nich dopiero ze strupkami odłazi. Obecnie wychodzą te przy końcówce ogona, jednak na samym końcu ostała się nienaruszona kita. Szpagetka ma zatem prawdziwy lwi ogon, nauczyła się nim wymachiwać w zupełnie inszy sposób niż czyni to reszta kotów. Hym... to nie kotka, to prawdziwa domina! Strzela tym ogonem jak z bicza. Charakterek też u niej odpowiedni, mła jej zdaniem musi spełniać wszelkie zachcianki kociej damy. Tak, po Szpagetkowemu mła w ogóle tylko po to istnieje żeby swojej najmniejszej kocie służyć. W nagrodę jest na mnie robione "rączką" ( rzeczywiście wyciąga tę łapkę jak Baby Yoda, czasem co prawda pazur wyciąga ale jak wiadomo pazur osadza w miejscu chcącego bliższego kontaktu, znaczy to też w stylu Baby Yoda ).
Ogonek łysawy może być oglądany tylko za specjalnym pozwoleństwem, dotykać można wtedy kiedy gwiazda ma dobry humor. To znaczy mła może oglądać, insze kocie osobniki majo całkowity zakaz oglądania, dotykania i miauczenia na temat ogonka. Dottore powiedzieli że ogonka niczym nie smarować i żeby zostawić go w spokoju ( Cio Mary miała pomysł z rehabilitacją ale Szpagetka zabiła ją wzrokiem i Cio się szybciutko wycofała ). Oczywiście Szpagutek jest cwana i wyłudza "na ogonek" żarło od Małgoś - Sąsiadki, która twierdzi że na starość człowiek znacznie powinien ograniczać ilość spożywanego mięsiwa. No i mamy rezultat - Szpageton chce żreć tylko wołowinę i kaczyznę, białe mięsko jest be! Szkodliwe dla Kociej Pierwszej Damy. Fuj!
Szpagetce w rozbisurmanieniu dzielnie sekunduje Mrutuś. Na zdjęciu poniżej zaleguje ze Szpagetką ( on to ta gruba foka ). Poniższe zdjęcia właściwie nie wymagajo komentarza ale jakby ktoś nie był za dobry w kotoznastwie to tak właśnie wygląda kot który czuje się panem domu. Relaks i wyluzowanie od ogona aż po otwartą paszczę. Taa...
Sztaflik stara się być nieuchwytna dla obiektywu. Tylko raz udało się mi ją w obiektyw złapać i zrobić zdjątko. Oczywiście było to przy czynności zakazanej. Tak, tak, miała miejsce próba wysadzania bluszczy ze słojów ( dwie opklątwy już zginęły, właśnie Sztaflik robi za główną podejrzaną ). Jak widzicie mina z lekka głupia, w końcu mła niemal złapała na gorącym uczynku! Okularia w ogóle nie daje się focić, jak widzi aparat w moim ręku to zanika. Hym... ciekawe co też ma na sumieniu? Może chodzi o tę awanturę którą zrobiła Mrutkowi za niestosowne podejście do jej absztyfikantów ( Okularia traktuje Mrutka jak konkurencję a madka Mrutka zastanawia się czy cóś jest na rzeczy , to znaczy czy Mruciu jest gejem ). Poczekam na cieplejsze, słoneczne dni i wówczas sfocę Okularię w plenerze, we wnętrzu mojej szafy ( a tam się chowa przed obiektywem ) cinżko zrobić jej portrecik.
Poza służeniem kotom mła uprawia kurestwo domowe, znaczy tak się krząta po chałupce jak prawdziwna kura domowa. Z okazji długiego przedwiośnia mła odgruzowała kuchnię ( ilość wyniesionych worów z niepotrzebnymi rzeczami kosztowała kręgosłup mła nieco bólu ). Nie wiem jak to się dzieje że mła ma w kuchni ciągle tyle rzeczy, niektóre i niektórzy majo tak ponoć z ciuchami, mła ma z kuchennymi statkami. Teraz mła sobie ostro przyrzekła że szlaban na gary! Z rzeczy niekuchennych ale tak po prawdzie też nie niezbędnych mła pokaże Wam swoje lalunie z odzysku. Obok macie ciuszki w które lalki ubabrano w Czajnach, sam stylonowo - wiskozowy styl i szyk, z dużą ilością kleju na dodatek. Mła miała zdecydowanie inszą wizję laleczek.
Czajeńskie ciuchy zasiliły śmieci segregowane ( dział mieszane ) a mła po lekturze i miłych godzinkach w necie ( he, he, he, zapoznanie się z ikonografią tematu ), którym mogła się poświęcić z okazji grypy ( naszej własnej europejskiej zarazy ), ubabrała odzyski w pościelówkę. Znaczy nabyła drogą kupna za całe 2 złote polskie ( słownie dwa ) w osiedlowym lumperionie stosowne materiały. Z tych niemnieckich echte adamaszków, tudzież satynki bawełnianej mła wykonała cóś co jej się kojarzy z miastem na lagunie znanym z karnawałów. Klasyka, żadnych piór w tyłku! Nie są to kopie historycznych strojów karnawałowych, mła się tylko inspirowała.
Laleczki sztuk trzy gotowe do zakloszowania oczekują zamknięte w płóciennym worku w szafie ( coby się nie kurzyły im te jasne ubabranka ) a mła zastanawia się jak wykorzystać materiałowe resztki poniemieckie. Wykoncypowała sobie że uszyje z nich woreczki napachniające do szuflad i szafy z bielizną ( no niby mogłaby wyrzucić ale cóś jej żal ładnych materiałów, takie ma skrzywienie po burej komunie ). Jakby ją brało przeziębienie albo co ( lepiej żeby albo co jednak jej nie brało ) to już ma gotowy gryplan na zaleganie. Teraz tylko sobie poczyta na temat wypełnień onych poduszeczek, znaczy w jakim to rodzaju wypełnienia najdłużej utrzymuje się zapach. Jak zawsze mła zaczyna od zapoznania się z teorią. A w ogóle i bez związku to jest prawie czwarta po południu a słoneczko świeci! Będzie coraz jaśniej czego świadomość mile usposabia mła do świata.
P.S. Zobaczcie kogo mój arlekin przywabił. Biedronka cóś podejrzana i w dodatku inwalidka.