Żeby zostać rośliną wyklętą przede wszystkim trzeba być rośliną znaną. Jak się jest rośliną nieznaną szerszemu ogółowi to sobie można wytwarzać substancje psychoaktywne czy śmiercionośne alkaloidy do stuprocentowej fotosyntezy a pies z kulawą nogą się nie zainteresuje. Ważne jest żeby stworzyć wokół siebie odpowiednie lobby zainteresowane prohibicją na wytwory roślinki wyklętej. Takie lobby najczęściej składa się po połowie z nawiedzonych przekonaniem świętym o dobroci zakazu naiwnych entuzjastów i szczwanych, umiejących liczyć pieniądze gości nie cofających się przed złamaniem prawa. Potem trza smarować politykom, tacy producenci tytoniu swego czasu smarowali u hamerykańskich ustawodawców i działali na legalu, a faceci od uprawy marychy sto lat spędzili w podziemiu bo dali nie tym co trzeba i w dodatku za mało ( historycy zajmujący się działaniami Kongresu i Senatu USA co i raz wynajdują ciekawe kwiatki, cóś jakby śmierdzące ). Kiedy już wprowadzono zakaz albo ścisłą do bólu reglamentację na uprawę rośliny to dzieją się cuda - kapitalizm "na lewo" w dzikim wydaniu tworzy niewyobrażalne fortuny i wpycha w obieg pieniążki dla których trzeba tworzyć nowe instrumenty finansowe. Rzeka forsy spływa z góry unosząc wszystkie łódeczki jak to mawiają zatwardziali liberałowie ekonomiczni, nie dodając jednak przy tym że jak zwykle ci którzy pracują bezpośrednio i najciężej przy wytworzeniu towaru stoją w mule na jakichś dechach a ludzie zajmujący się obrotem handlowym płyną luksusowymi jachtami po turkusowych wodach.
Wszyscy finansowani z nielegalnej kasy od terrorystów począwszy na niektórych agencjach rządowych skończywszy są happy bo mają mnóstwo środków na prowadzenie działalności. Ludziom wmawia się że to dobre rozwiązanie, że to norma że istnieją takie pieniążki w lewym obiegu, całkowicie poza społeczną kontrolą. Wmawia im się też że ich dzieci uzależniają się dlatego że na świecie istnieją marycha, opium i pochodne, kokaina i insze zło a nie dlatego że mają skłonność do uzależnień albo wpisaną w geny i wzmocnioną wychowaniem albo będącą tylko skutkiem wychowania które nie pozwala stawić im czoła rzeczywistości ( takiej jak straszna bieda w krajach III świata i zbyt dużo wszystkiego w krajach wysoce rozwiniętych ) . Ludzie uwielbiają szukać innego winnego niż oni sami więc prohibicyjna retoryka ma wielu zwolenników. Mła znajduje się w głębokiej opozycji do tego prohibicyjnego nurtu, mła uważa że jeżeli dopuszcza się do obrotu wysokoprocentowy alkohol, który wg. WHO jest narkotykiem najtwardszym z twardych to niedopuszczanie innych substancji, często o mniejszej sile rażenia w ogóle mija się z celem i jest hipokryzją nad hipokryzjami. Pieprzymy jak ciężko niezdrowy o społecznym zdrowiu a tymczasem państwo ma monopol na przynajmniej dwa produkty o działaniu uzależniającym ( w jednym wypadku o silnym działaniu zmieniającym świadomość ) które są sprzedawane bez recepty. Gdzie tu logika, matka chrzestna prawa? Mła jest przeciwna wszelkim zakazom wykluczającym lub wysoce ograniczającym, także tym dotyczącym twardych narkotyków, natomiast uważa że powinny istnieć uprawy kontrolowane przez państwo jak też obrót używkami powinien przez państwo kontrolowany. Nie widzę jakiegoś strasznego upadku moralnego w tym że mój kraj mógłby zarabiać pieniążki porównywalne choć trochę ( legal zawsze powoduje obniżkę cen towaru ) z tymi jakie kiedyś zarabiał Pablo Escobar Gaviria. W końcu i tak jest lepiej niż to było za czasów przymusu propinacyjnego, który gwarantował 1% Polaków dochody z rozpijania pozostałych rodaków. Na udawanie czystych i moralnych to my raczej bez szans, więc może lepiej pójść po rozum do głowy. A co do dopalaczy - Tatuś mawia brzydko "Swoje musi wymrzeć", statystycznie młodzi mężczyźni podejmują najwięcej zachowań ryzykownych, chyba nie ma na to rady bo to kwestia ewolucji więc łykną wszystko byleby było ciekawie. Jednak inaczej leczyłoby się ludzi którzy przedobrzyli kiedy na środku którego użyli podany byłby jego skład a kasę NFZ zasiliłyby pieniądze z nałożonej na niego akcyzy. Howgh!
Miało być o występnych roślinach ale z mła się znów wylało i zalało gorącą słowofalą internety. Mła cóś nie lubi zakazów które nie są poparte należytą ( w rozumieniu mła ) argumentacją. Zamiast ze zwykłą Tabazellą macie do czynienia z lwicą Wkurwellą. Na szczęście nie jestem ja jedyna, kupa ludzi kuma jaka to ściema z tą wojną z narkotykami. Dzisiejszy wpis ilustrują obrazy Fernando Botero pokazujące skutki narkotycznych wojen.
Wszyscy finansowani z nielegalnej kasy od terrorystów począwszy na niektórych agencjach rządowych skończywszy są happy bo mają mnóstwo środków na prowadzenie działalności. Ludziom wmawia się że to dobre rozwiązanie, że to norma że istnieją takie pieniążki w lewym obiegu, całkowicie poza społeczną kontrolą. Wmawia im się też że ich dzieci uzależniają się dlatego że na świecie istnieją marycha, opium i pochodne, kokaina i insze zło a nie dlatego że mają skłonność do uzależnień albo wpisaną w geny i wzmocnioną wychowaniem albo będącą tylko skutkiem wychowania które nie pozwala stawić im czoła rzeczywistości ( takiej jak straszna bieda w krajach III świata i zbyt dużo wszystkiego w krajach wysoce rozwiniętych ) . Ludzie uwielbiają szukać innego winnego niż oni sami więc prohibicyjna retoryka ma wielu zwolenników. Mła znajduje się w głębokiej opozycji do tego prohibicyjnego nurtu, mła uważa że jeżeli dopuszcza się do obrotu wysokoprocentowy alkohol, który wg. WHO jest narkotykiem najtwardszym z twardych to niedopuszczanie innych substancji, często o mniejszej sile rażenia w ogóle mija się z celem i jest hipokryzją nad hipokryzjami. Pieprzymy jak ciężko niezdrowy o społecznym zdrowiu a tymczasem państwo ma monopol na przynajmniej dwa produkty o działaniu uzależniającym ( w jednym wypadku o silnym działaniu zmieniającym świadomość ) które są sprzedawane bez recepty. Gdzie tu logika, matka chrzestna prawa? Mła jest przeciwna wszelkim zakazom wykluczającym lub wysoce ograniczającym, także tym dotyczącym twardych narkotyków, natomiast uważa że powinny istnieć uprawy kontrolowane przez państwo jak też obrót używkami powinien przez państwo kontrolowany. Nie widzę jakiegoś strasznego upadku moralnego w tym że mój kraj mógłby zarabiać pieniążki porównywalne choć trochę ( legal zawsze powoduje obniżkę cen towaru ) z tymi jakie kiedyś zarabiał Pablo Escobar Gaviria. W końcu i tak jest lepiej niż to było za czasów przymusu propinacyjnego, który gwarantował 1% Polaków dochody z rozpijania pozostałych rodaków. Na udawanie czystych i moralnych to my raczej bez szans, więc może lepiej pójść po rozum do głowy. A co do dopalaczy - Tatuś mawia brzydko "Swoje musi wymrzeć", statystycznie młodzi mężczyźni podejmują najwięcej zachowań ryzykownych, chyba nie ma na to rady bo to kwestia ewolucji więc łykną wszystko byleby było ciekawie. Jednak inaczej leczyłoby się ludzi którzy przedobrzyli kiedy na środku którego użyli podany byłby jego skład a kasę NFZ zasiliłyby pieniądze z nałożonej na niego akcyzy. Howgh!
Miało być o występnych roślinach ale z mła się znów wylało i zalało gorącą słowofalą internety. Mła cóś nie lubi zakazów które nie są poparte należytą ( w rozumieniu mła ) argumentacją. Zamiast ze zwykłą Tabazellą macie do czynienia z lwicą Wkurwellą. Na szczęście nie jestem ja jedyna, kupa ludzi kuma jaka to ściema z tą wojną z narkotykami. Dzisiejszy wpis ilustrują obrazy Fernando Botero pokazujące skutki narkotycznych wojen.