Jest uroczo, jakby październik nadal trwał i nie zamierzał się odpaździerniczyć. Naczelna Kura w punkt trafiła stwierdzeniem że "Jesień się zacięła". Tak, tak, na tej najfajniejszej, złotej fazie. Bezczelnie przyznaję że mam ochotę ćwierkać "Chwilo trwaj!", wcale nie spieszy mi się do niskich temperatur. Jedyne czego mogłoby być więcej to opadów, deszczyk nocny by się przydał, rano rzecz jasna słoneczko wstające zza mgieł. Bo mgły mi tyż w listopadzie nie przeszkadzają, pod warunkiem że temperatura jest odpowiednia. W lesie nadal grzybowo, w domu pigwowo - jabłkowo a w ogrodzie baaardzo powolne układanie się do zimowej drzemki. Po raz pierwszy od zawsze właściwie prezentuje się ambrowiec, długa słoneczna jesień wyraźnie mu służy. Liście wreszcie pięknie zaczynają się przebarwiać, o ile utrzymają się dodatnie temperatury jeszcze długo będę się cieszyć widokiem "gorejącego" krzewu. Dobrze też wyglądają berberysy, irgi i róże rugosy, nadal są kolorowe. Niestety po urodzie jesiennej klonów, oczarów, fotergilii i judaszowca zostały już tylko wspomnienia ale jeszcze złocą się liście brzóz. Trawy ciągle urocze, na ich tle ostatnie dogasające marcinki wabią oko wyblakłymi z lekka kolorami kwiatów. Od czasu do czasu jakieś zapóźnione bzyczenie się słyszy a oko zatrzymuje na motylich skrzydełkach, których właściciele powinni udać się lulu a nie śmigać po ostatnich kwiatach lawend. No ale co tu wymagać od owadów kiedy człowiek nachodzi na Suchej - Żwirowej irysowy pąk dla którego listopad nie jest naturalną porą pączenia.
Jest uroczo, jakby październik nadal trwał i nie zamierzał się odpaździerniczyć. Naczelna Kura w punkt trafiła stwierdzeniem że "Jesień się zacięła". Tak, tak, na tej najfajniejszej, złotej fazie. Bezczelnie przyznaję że mam ochotę ćwierkać "Chwilo trwaj!", wcale nie spieszy mi się do niskich temperatur. Jedyne czego mogłoby być więcej to opadów, deszczyk nocny by się przydał, rano rzecz jasna słoneczko wstające zza mgieł. Bo mgły mi tyż w listopadzie nie przeszkadzają, pod warunkiem że temperatura jest odpowiednia. W lesie nadal grzybowo, w domu pigwowo - jabłkowo a w ogrodzie baaardzo powolne układanie się do zimowej drzemki. Po raz pierwszy od zawsze właściwie prezentuje się ambrowiec, długa słoneczna jesień wyraźnie mu służy. Liście wreszcie pięknie zaczynają się przebarwiać, o ile utrzymają się dodatnie temperatury jeszcze długo będę się cieszyć widokiem "gorejącego" krzewu. Dobrze też wyglądają berberysy, irgi i róże rugosy, nadal są kolorowe. Niestety po urodzie jesiennej klonów, oczarów, fotergilii i judaszowca zostały już tylko wspomnienia ale jeszcze złocą się liście brzóz. Trawy ciągle urocze, na ich tle ostatnie dogasające marcinki wabią oko wyblakłymi z lekka kolorami kwiatów. Od czasu do czasu jakieś zapóźnione bzyczenie się słyszy a oko zatrzymuje na motylich skrzydełkach, których właściciele powinni udać się lulu a nie śmigać po ostatnich kwiatach lawend. No ale co tu wymagać od owadów kiedy człowiek nachodzi na Suchej - Żwirowej irysowy pąk dla którego listopad nie jest naturalną porą pączenia.