Gdyby nie paskudna, dziwna zima ( dlaczego nasze zimy muszą być takie wredne? ) to na Suchej - Żwirowej powinien zaczynać się lawendowy festiwal. Niestety jest jak jest, jak to swego czasu śpiewały niejakie siostry Panas ( pewnie mało kto to ten przebój pamięta bo ja ledwie pamiętam ). No niestety, z lawendowych pól nici, co nie oznacza że totalnie lawendy wymiotło. Są, wiele fajnych odmian przetrwało, głównie te sadzone dwa lata temu i wcześniej. Zeszłoroczne sadzonki lawendowe, mimo tego że kupione i wsadzone na początku ogrodowego sezonu okazały się zbyt słabe. Hym... w naszym klimacie lepiej jak sadzona lawenda nie jest zbyt młoda i podpędzona w szklarni. I nie ma tu specjalnie znaczenia czy to lawenda czy lawandyna, młodziutkie rośliny nawet jak spędzą cały sezon w gruncie zimą mają kłopoty. Nie ma zmiłuj, trza sadzić starsze egzemplarze albo wymodlić zimę ze śnieżną okrywą, niezbyt niskimi temperaturami i trwającą tyle ile zima trwać powinna. A potem jeszcze najlepiej domodlić brak wiosennych przymrozków! Kiedy za główną atrakcję rabaty zaczął robić chabrowo kwitnący przetacznik siwy Veronica incana zatęskniło mi się za siwymi listkami zdechłych lawend i podjudzana przez Mamelona bezmyślnie rzuciłam się w wir netowych zakupów. Taa... a tak się zaklinałam, tak ćwierkałam że może jednak cóś inszego posadzę a wystarczyła pierwsza zakwitająca lawenda i kolorek przetacznikowych kwiatów i siwizna listków żebym znów miała pomysły na nasadzenia z lawendą. No nie moja winna że w upalne dni mnie się w głowie śródziemnomorskie marzonka lęgną.
Teraz zastanawiam się co otrzymam i jakie akcje z okrywaniem roślin czekają mnie zimą. Radosne sadzenie latem a potem zimowy stres. A Wielki Pogodowy tak jakoś głupio pogodą ostatnio zarządza że wiosny i lata mamy jak w jakiej Prowansji za to zimy z mroźnymi pozdrowieniami z Syberii. Tylko w zeszłym roku było w miarę mokro ale za to wiosną długo zimno. No i co tu sadzić żeby taką huśtawkę auralną przechytrzyć? Niby wiem - rośliny prerii i stepów, one znoszą bardzo mroźne zimy i bardzo gorące lata. Niektóre to nawet niewielką ilość opadów znoszą. No to są jeżówki i preriowe trawy, przetacznikowce i krwawniki, krwawnice, sedumki i żeleźniaki. W zasadzie to baaardzo książkowo i prawilno.
Tylko że one wszystkie schowają się przed mroźną zimą pod ziemię, jak na przyzwoite rośliny prerii i stepów przystało. Znaczy mumie niby zostają ale nie wszystkie są trwałe i ozdobne. A ja mam takie mało racjonalne oczekiwanie że zimową porą nie będę oglądała rozmoczonych i rozwalonych traw tylko pooglądam sobie zimową kompozycję z roślin zachowujących jakiś kształt i tworzących przyjemną dla oka strukturę nasadzeń. No i co? Szałwia lekarska, lawenda, solidnie rozrośnięta perowskia robią za tło dla mumii sedumków czy jeżówek, szczerze pisząc cóś nie wyobrażam sobie mojego podwórka bez krzewinek czy tam inszych półkrzewów. Uprawa półkrzewów to w naszym klimacie tzw. stresor, zimą wiecznie uprawiam pogodę, zupełnie jak ogrodnik o którym pisał Hašek.
Na szczęście lawendową posuchę pięknie wynagrodził kwitnący rozchodnik biały Sedum album. To skromna roślinka, bardzo przeze mnie lubiana za zadarnianie gleby na Suchej - Żwirowej. Dużo słońca, w miarę przepuszczalne podłoże i jazda! Jest parę odmian tego rozchodnika o różnych barwach liści - 'Coral Carpet' uprawiana w pełnym słońcu cieszy oko jak mało który niski rozchodnik, 'Murale'wpada bardziej w zielono - miedziane tony, 'Laconicum' rośnie bardzo bujnie, jej liście mają sporo czerwieni, za to 'Micranthum Chloroticum'jest niziutka, drobniutka, mało ekspansywna i szaro - zielona. Można wybierać kolorek na dywan, he, he.
Teraz zastanawiam się co otrzymam i jakie akcje z okrywaniem roślin czekają mnie zimą. Radosne sadzenie latem a potem zimowy stres. A Wielki Pogodowy tak jakoś głupio pogodą ostatnio zarządza że wiosny i lata mamy jak w jakiej Prowansji za to zimy z mroźnymi pozdrowieniami z Syberii. Tylko w zeszłym roku było w miarę mokro ale za to wiosną długo zimno. No i co tu sadzić żeby taką huśtawkę auralną przechytrzyć? Niby wiem - rośliny prerii i stepów, one znoszą bardzo mroźne zimy i bardzo gorące lata. Niektóre to nawet niewielką ilość opadów znoszą. No to są jeżówki i preriowe trawy, przetacznikowce i krwawniki, krwawnice, sedumki i żeleźniaki. W zasadzie to baaardzo książkowo i prawilno.
Tylko że one wszystkie schowają się przed mroźną zimą pod ziemię, jak na przyzwoite rośliny prerii i stepów przystało. Znaczy mumie niby zostają ale nie wszystkie są trwałe i ozdobne. A ja mam takie mało racjonalne oczekiwanie że zimową porą nie będę oglądała rozmoczonych i rozwalonych traw tylko pooglądam sobie zimową kompozycję z roślin zachowujących jakiś kształt i tworzących przyjemną dla oka strukturę nasadzeń. No i co? Szałwia lekarska, lawenda, solidnie rozrośnięta perowskia robią za tło dla mumii sedumków czy jeżówek, szczerze pisząc cóś nie wyobrażam sobie mojego podwórka bez krzewinek czy tam inszych półkrzewów. Uprawa półkrzewów to w naszym klimacie tzw. stresor, zimą wiecznie uprawiam pogodę, zupełnie jak ogrodnik o którym pisał Hašek.
Na szczęście lawendową posuchę pięknie wynagrodził kwitnący rozchodnik biały Sedum album. To skromna roślinka, bardzo przeze mnie lubiana za zadarnianie gleby na Suchej - Żwirowej. Dużo słońca, w miarę przepuszczalne podłoże i jazda! Jest parę odmian tego rozchodnika o różnych barwach liści - 'Coral Carpet' uprawiana w pełnym słońcu cieszy oko jak mało który niski rozchodnik, 'Murale'wpada bardziej w zielono - miedziane tony, 'Laconicum' rośnie bardzo bujnie, jej liście mają sporo czerwieni, za to 'Micranthum Chloroticum'jest niziutka, drobniutka, mało ekspansywna i szaro - zielona. Można wybierać kolorek na dywan, he, he.