No i zaczął się sezon świąteczny, tak pod koniec pierwszej dekady grudnia czuję zbliżającą się "magię świąt". Znaczy alergia na święta już mnie się pokazuje na humorze i w ogóle. Powszechny sposób świętowania w naszym kraju sprowadza się do żarcia i to wcale nie takiego najlepszej jakości. Coś w nas takiego siedzi że ilość zawsze przedkładamy nad jakość. Chyba to spadek po epoce sarmackiej, tak mniemam. Dobrze to widać gdy przestudiuje się tzw. czytelnicze przepisy ciastowe ( Ciotka Elka spragniona nowości zagoniła mnie do przeglądu takowych ). Największym uznaniem cieszą się te ciasta gdzie jest i krem budyniowy i garaletka, byszkopcik w dwóch rodzajach i jeszcze bezę można zmieścić. Szlachetna sztuka umiaru w czasach rozbuchanego konsumpcjonizmu stanowczo obca jest polskiej duszy. Po tych czytelniczych przepisach sądząc współczesne polskie domowe ciastróbstwo to wyraźne ciągotki w stronę różnych ersatzów reklamowanych na prawo i lewo, czasem brak podstawowej wiedzy cukierniczej ( np. zanim dodasz alkohol do kremu maślanego cukier musi być całkowicie roztarty ) i przede wszystkim zero wyrafinowania. Zastanawiam się czy ludziom kubki smakowe wypaliło czy cóś? O stanie wątrób i innych dwunastnic lepiej nie wspominać. Czasem trafi się jakaś perełka przepisowa w oceanie zemst babuń, marlenek, pszczółek z manną czy tam innych podejrzanych wypieków ale to zaprawdę rzadkość. Ech, chyba zostaniemy przy tradycyjnych ciastach, inspiracją będą nam stare książki kucharskie. Najśmieszniejsze jest że ostatnio słodkich wypieków jadamy cóś mało - Ciotka Elka cukrzyk a ja chronię krnąbrny kręgosłup. Ale nie o to chodzi żeby zżerać samemu tylko żeby piec wyczynowo bo Ciotka Elka w ten właśnie sposób odstresowuje się przed tak ciężkim przeżyciem jakim są dla pań domu polskie Święta Bożego Narodzenia. Ja szczęśliwie tylko asystuję przy operacji "Ciasto", więc tegoroczny wyczyn mnie nie wyczerpie.
Rozmyślam sobie o tegorocznych dekorach świątecznych, chyba tylko po to żeby nie rozmyślać o porządkach świątecznych. No niestety, nic mi się nie chce pucować do lśnienia, wypierać do śnieżnej bieli, czy nawet ogarniać po całości. Co ja do cholery, sprzątaczka na siedmiu etatach?! Pogoda nie nastraja do rześkiego "Hej ho, hej ho, do pracy by się szło", pogoda nastraja do wlezienia w gawrę i misiowania. Mokro, zimno i szybko ciemno, przebłyski niby słońca to tak na godzinkę lub dwie - zestaw usypiający. Książki co to miały być przeczytane pochłonięte, filmy co to miały być obejrzane, obejrzane zostały, neta strach włączyć bo polityczni już z lodówki wyglądają a co dopiero z monitorka, po zaprzyjaźnionych blogach coś dużo smętnego info - czworonożni przyjaciele odchodzą - udekoracyjnianie przestrzeni mieszkalnej mi zostaje. Czas na bombki srąbki, gwiazdki i tym podobne szopki. Powyciągam akcesoria z szaf i upieprzę dekora w brudnej chałupie i niech się rozpełza cholerna "magia świąt". Może zapach naćkanych goździkami cytrusów humor mi nieco polepszy, choć na cud wielki nie liczę, do tzw. szampańskiego humoru będzie daleko. Dekoracyjnie to myślę jakby tu zakloszować, bombki w szklanym kloszu wydają mi się należycie zabezpieczone przed złem czarnym, szaro - tygrysim i białym w czarne łatki. No a poza sezonem świątecznym klosik kusi, czegóż to nie można zakloszować. No i to by było na tyle tego postowania o niczym.
Rozmyślam sobie o tegorocznych dekorach świątecznych, chyba tylko po to żeby nie rozmyślać o porządkach świątecznych. No niestety, nic mi się nie chce pucować do lśnienia, wypierać do śnieżnej bieli, czy nawet ogarniać po całości. Co ja do cholery, sprzątaczka na siedmiu etatach?! Pogoda nie nastraja do rześkiego "Hej ho, hej ho, do pracy by się szło", pogoda nastraja do wlezienia w gawrę i misiowania. Mokro, zimno i szybko ciemno, przebłyski niby słońca to tak na godzinkę lub dwie - zestaw usypiający. Książki co to miały być przeczytane pochłonięte, filmy co to miały być obejrzane, obejrzane zostały, neta strach włączyć bo polityczni już z lodówki wyglądają a co dopiero z monitorka, po zaprzyjaźnionych blogach coś dużo smętnego info - czworonożni przyjaciele odchodzą - udekoracyjnianie przestrzeni mieszkalnej mi zostaje. Czas na bombki srąbki, gwiazdki i tym podobne szopki. Powyciągam akcesoria z szaf i upieprzę dekora w brudnej chałupie i niech się rozpełza cholerna "magia świąt". Może zapach naćkanych goździkami cytrusów humor mi nieco polepszy, choć na cud wielki nie liczę, do tzw. szampańskiego humoru będzie daleko. Dekoracyjnie to myślę jakby tu zakloszować, bombki w szklanym kloszu wydają mi się należycie zabezpieczone przed złem czarnym, szaro - tygrysim i białym w czarne łatki. No a poza sezonem świątecznym klosik kusi, czegóż to nie można zakloszować. No i to by było na tyle tego postowania o niczym.