Zaczęło się od Felicjana i jego problemów z kamieniem nazębnym ( dwa pogryzienia w gabinecie temu nasz dohtor mi sygnalizował że się będzie działo więc niby byłam przygotowana ). Jego Podłość został zbadany solidnie ( głupi Jasio był konieczny ) a następnie zaczęło się czyszczenie zębisk donarkozowanego Felicjana. Buzię wytamponowano, leków zadano, w auto załadowano i pod dom podwieziono. Trzy godziny później Felicjan usiłował ugryźć mnie tymi odświeżonymi zębami, ale dałam odpór i musiał zadowolić się podrapaniem ręki i prychaniem w moim kierunku - znaczy narkozę zniósł dobrze. Teraz wizyta kontrolna, może ze sprawdzeniem czy mu się śrubki w główce nie poluzowały bo po tych czyszczonych zębach jego upierdliwość przekracza stany alarmowe. Usiłował wywalić mój kubek z kawą ( tak, to było celowe ) bo nie reagowałam na jego pomruki wydawane kiedy ujrzał za oknem Rudego ( nie będzie gryzienia Rudego tą gębą świeżo po zabiegu ). Uznał że teraz nie będzie jadł a właściwie podpijał pap tylko konsumować będzie gotowanego kurczaka i indyka, w pierwszym przypadku mięsko ma być z uda, w drugim z piersi. I on nie będzie schylał łebka do talerza tylko zmuszał mnie rykami do karmienia czyli podawania miąsek do wybrednych kocich usteczek. Klasyczne podejście tego gnojka, stosowane po wszystkich zabiegach medycznych. Chciałam żeby trochę pojadł po tych przeżyciach i pierwsze karmienie było po jego myśli, drugie też ale trzecie już nie. W związku z moim nieposłuszeństwem Felicjan okazuje humory innym kotom, co nie zawsze jest takie złe ( Szpagetka została zdetronizowana, Felicjan zdobył kibelek ). Na mnie tylko pomrukuje i patrzy "złymi oczkami" ale czuję że chętnie by mi dokopał za dbanie o stan jego zdrowia. Zero wdzięczności!
W czwartek rano występ miała Małgoś - Sąsiadka, po środowym podjechaniu w górę ciśnienia wzięła dodatkową tabletkę i cóś ona tabletka za dobrze zadziałała. Ciśnienie pani starszej zjechało gwałtownie i Małgoś - Sąsiadka ocknęła się na podłodze. Była przy tym święcie przekonana że leży wygodnie w łóżku i dopiero krzesło widziane z perspektywy żaby uświadomiło jej że jest mocno nie tak. Na szczęście akcja nie trwała długo więc się nie zdążyła przeziębić tylko zdrowo strachu najeść ( a ja razem z nią jak tylko poszkodowaną zobaczyłam, nad Małgosinym okiem śliwa jak się patrzy ). Małgoś - Sąsiadka szczęśliwie nie wymaga podawania wybranych kawałków kurzyny czy indyczyny do usteczek, mogłam spokojnie skarmić ją zupą mrożonkową ( wg. teorii Małgoś - Sąsiadki "stare ludzie" nie powinny jeść dużo mięsa, zwłaszcza wtedy kiedy można nim skarmić koty ) i przyobiecać naleśniki "z czymś" ( czytaj z jagodami "na krótko" ). Obecnie Małgoś - Sąsiadka zalega z Lalkiem i Felicjanem ( obłożenie powstrząsowe ) i ryczącym telewizorem do kompletu ( aż dziw że koty drzemią przy tym akompaniamencie ). Zalegając głośno informuje koty co sądzi o ostatnim wypadku Nadobronnego, mgle która śmie atakować autostrady, ryżym z Ameryki i prezenterce jakichś programów informacyjnych która nie ma klasy Edytki Wojtczak. Koty ignorują ryki telewizora, uwagi wypowiadane crescendo przez Małgoś - Sąsiadkę a nawet dźwięk wydawany przez otwierane drzwi Magicznej Szafeczki czyli lodówki. Całkowite oddane są leczniczemu zaleganiu. Zdaje się że Małgoś - Sąsiadka docenia tę terapię bo słyszałam pseudoszept ( Małgoś - Sąsiadka jest głuchawa, oględnie rzecz nazywając, więc szept w jej wykonaniu jest taki... teatralny ) - "Babcia ma dla Was wszystkich rybkę w lodówce, dorszyk prawdziwy". Zdaje się że zapowiadana od dawna ryba po grecku w wykonaniu Małgoś - Sąsiadki nie będzie przez nas szybko jedzona.
Dziś ciężki dzień dla Mamelona - "nasza kuzynka Gosia" pakuje Mamelona na fotel dentystyczny i Mamelon będzie mogła pofelicjanić. Znaczy nie wiem czy zażąda po kaźni miąs wprost do ust podawanych ale stomatologiczne rozkosze jakie były ostatnio udziałem Felka niechybnie Mamelona czekają ( nawet odczuwa bóle w tym samym miejscu które zaczęło już denerwować Felicjana, cęgi ją bolą ). Staram się nie myśleć że i ja powinnam przejrzeć szczenę i żuchwę , nie pamiętać słów takich jak paradontoza czy endodoncja i na wszelki wypadek obiecałam sobie nie będę nadgryzać jabłuszek tym zębem który wcale mnie nie boli tylko tak troszkę daje znać o swoim istnieniu. To zapominanie jest szczególnie teraz dla mnie ważne bo plomba dobrej jakości kosztowna a ja właśnie za pożyczoną od Mamiego kasę kupiłam nowy aparat. Rzecz jasna kompakta jak dla szympansa ( mniej rozgarniętego ) o jakich takich parametrach, za to bez tych wszystkich bajerów które teraz producenci uparli się ładować do aparatów fotograficznych. Czy w Bloggerze jest widoczna różnica pomiędzy zdjęciami ze stareńkiego Sławkowego Olympusa ( akcja "Masz, wiem że nie możesz żyć bez aparatu" ) czyli tymi dwoma pierwszymi a tym z nówkowego aparatu czyli ostatnim zdjątkiem?
Usiłowałam zrobić dekora ale mnie cóś nie wyszedł, musiałam postawić na oku miskę z mandarynkami która nijak pasi do hiacyntów ( musiałam bo mandarynki można z miski wyjąć i turlać po podłodze, po co niszczyć kocią piłeczkę ). Hiacyntów w ogóle mi mało, te dwa to tak jakoś nędznawo wypadają. W dodatku to nie jest wyśniony przeze mnie różyk ( no tak ale różyk wyśniony to bym musiała we wrześniu lub październiku kupić, cebule w lodówce chować a potem sobie w porę o nich przypomnieć, posadzić w konkretnej donicy i w ogóle ). Nic to, następne hiacynty będą białe, będzie ich więcej i gonić zamierzam takich którzy za nic mają moje dekoracyjne parcie i kombinują ze wstążkami i serduszkami które zamierzałam walniętynkowo wykorzystać. A w ogóle co to za zaleganie na moim ołtarzyku ?! Ja się pytam co te obłe cielska tam robią?! I co z tego że serweta niewyprasowana! To wcale nie znaczy że tam jest sypialnia ( Okularia i Sztaflik ) czy buduar ( wieczne wylizywanie się Szpagetki ). Ołtarzyk jest pańci, dekoruje sobie w tym miejscu jak uważa. Kociej aneksji ołtarzyka moje stanowcze nie!
W czwartek rano występ miała Małgoś - Sąsiadka, po środowym podjechaniu w górę ciśnienia wzięła dodatkową tabletkę i cóś ona tabletka za dobrze zadziałała. Ciśnienie pani starszej zjechało gwałtownie i Małgoś - Sąsiadka ocknęła się na podłodze. Była przy tym święcie przekonana że leży wygodnie w łóżku i dopiero krzesło widziane z perspektywy żaby uświadomiło jej że jest mocno nie tak. Na szczęście akcja nie trwała długo więc się nie zdążyła przeziębić tylko zdrowo strachu najeść ( a ja razem z nią jak tylko poszkodowaną zobaczyłam, nad Małgosinym okiem śliwa jak się patrzy ). Małgoś - Sąsiadka szczęśliwie nie wymaga podawania wybranych kawałków kurzyny czy indyczyny do usteczek, mogłam spokojnie skarmić ją zupą mrożonkową ( wg. teorii Małgoś - Sąsiadki "stare ludzie" nie powinny jeść dużo mięsa, zwłaszcza wtedy kiedy można nim skarmić koty ) i przyobiecać naleśniki "z czymś" ( czytaj z jagodami "na krótko" ). Obecnie Małgoś - Sąsiadka zalega z Lalkiem i Felicjanem ( obłożenie powstrząsowe ) i ryczącym telewizorem do kompletu ( aż dziw że koty drzemią przy tym akompaniamencie ). Zalegając głośno informuje koty co sądzi o ostatnim wypadku Nadobronnego, mgle która śmie atakować autostrady, ryżym z Ameryki i prezenterce jakichś programów informacyjnych która nie ma klasy Edytki Wojtczak. Koty ignorują ryki telewizora, uwagi wypowiadane crescendo przez Małgoś - Sąsiadkę a nawet dźwięk wydawany przez otwierane drzwi Magicznej Szafeczki czyli lodówki. Całkowite oddane są leczniczemu zaleganiu. Zdaje się że Małgoś - Sąsiadka docenia tę terapię bo słyszałam pseudoszept ( Małgoś - Sąsiadka jest głuchawa, oględnie rzecz nazywając, więc szept w jej wykonaniu jest taki... teatralny ) - "Babcia ma dla Was wszystkich rybkę w lodówce, dorszyk prawdziwy". Zdaje się że zapowiadana od dawna ryba po grecku w wykonaniu Małgoś - Sąsiadki nie będzie przez nas szybko jedzona.
Dziś ciężki dzień dla Mamelona - "nasza kuzynka Gosia" pakuje Mamelona na fotel dentystyczny i Mamelon będzie mogła pofelicjanić. Znaczy nie wiem czy zażąda po kaźni miąs wprost do ust podawanych ale stomatologiczne rozkosze jakie były ostatnio udziałem Felka niechybnie Mamelona czekają ( nawet odczuwa bóle w tym samym miejscu które zaczęło już denerwować Felicjana, cęgi ją bolą ). Staram się nie myśleć że i ja powinnam przejrzeć szczenę i żuchwę , nie pamiętać słów takich jak paradontoza czy endodoncja i na wszelki wypadek obiecałam sobie nie będę nadgryzać jabłuszek tym zębem który wcale mnie nie boli tylko tak troszkę daje znać o swoim istnieniu. To zapominanie jest szczególnie teraz dla mnie ważne bo plomba dobrej jakości kosztowna a ja właśnie za pożyczoną od Mamiego kasę kupiłam nowy aparat. Rzecz jasna kompakta jak dla szympansa ( mniej rozgarniętego ) o jakich takich parametrach, za to bez tych wszystkich bajerów które teraz producenci uparli się ładować do aparatów fotograficznych. Czy w Bloggerze jest widoczna różnica pomiędzy zdjęciami ze stareńkiego Sławkowego Olympusa ( akcja "Masz, wiem że nie możesz żyć bez aparatu" ) czyli tymi dwoma pierwszymi a tym z nówkowego aparatu czyli ostatnim zdjątkiem?
Usiłowałam zrobić dekora ale mnie cóś nie wyszedł, musiałam postawić na oku miskę z mandarynkami która nijak pasi do hiacyntów ( musiałam bo mandarynki można z miski wyjąć i turlać po podłodze, po co niszczyć kocią piłeczkę ). Hiacyntów w ogóle mi mało, te dwa to tak jakoś nędznawo wypadają. W dodatku to nie jest wyśniony przeze mnie różyk ( no tak ale różyk wyśniony to bym musiała we wrześniu lub październiku kupić, cebule w lodówce chować a potem sobie w porę o nich przypomnieć, posadzić w konkretnej donicy i w ogóle ). Nic to, następne hiacynty będą białe, będzie ich więcej i gonić zamierzam takich którzy za nic mają moje dekoracyjne parcie i kombinują ze wstążkami i serduszkami które zamierzałam walniętynkowo wykorzystać. A w ogóle co to za zaleganie na moim ołtarzyku ?! Ja się pytam co te obłe cielska tam robią?! I co z tego że serweta niewyprasowana! To wcale nie znaczy że tam jest sypialnia ( Okularia i Sztaflik ) czy buduar ( wieczne wylizywanie się Szpagetki ). Ołtarzyk jest pańci, dekoruje sobie w tym miejscu jak uważa. Kociej aneksji ołtarzyka moje stanowcze nie!