Cześć chcę Was zjeść, he, he, he. Mła wróciła z wakacji z jakimś strasznym apetytem. Nie że głodowała, wprost przeciwnie - żołądek mła się rozbisurmanił. Głownie za sprawą knajpki "Cała Naprzód", którą chętnie nawiedzaliśmy z racji menu nieskomplikowanego a smacznego, jak i z racji zasobności naszych portfeli. Mła się po prostu rozżarła. No bo wiecie jak to jest na wakacjach, nie dość że posiłek pod nos i to z widokami, to jeszcze te wszystkie kuszenia lodami i goframi belgijskimi po drodze. O Gdański mła Wam przygotuje wpisy sążniste bo do mła dotarło że dla wielu ludzi Gdańsk to trzy uliczki, w tym dwie długie i szlus. Taa... tak prosto to nie będzie, monciakowiznie zsoptyziałej i turystyzmowi instant młowe stanowcze nie! No tak się po prostu nie da ( choć pewnie są tacy którzy tylko o tym marzą, he, he, he ). Nie znaczy że mła nie turyściła, no turyściła jak najbardziej, nawet pamiuntki ma nabyte. Po powrocie mła zastała nowe układy towarzyskie, kwitnące irysy i prezent na Dzień Dziecka ( mła jest wiecznym dzieckiem ). Czym prędzej sobie do prezentu banana skarmelizowała i zapodała z lodem ajerkoniaczym.
Na zanętę mła Wam wkleja troszki widoczków czyli landszaftów. Takich jak najbardziej turystycznych. W muzyczniku tyż stosownie, Cappella Gedanensis i muzyka dawnych kapelmistrzów Kościoła Mariackiego w Gdańsku.